Każdy, kto czyta moją publicystykę, wie, jaki jest mój stosunek do pedofilskich afer, które od dziesięcioleci trawią Kościół katolicki. Nie raz przywoływałem słowa Benedykta XVI o brudzie wśród pasterzy Kościoła. Nie raz pisałem, że oczyścić wieloletnie, haniebne postępowania wpływowego w Watykanie lobby może tylko polityka „zero tolerancji” i rozgrzane do czerwoności żelazko. Od Kościoła należy też wymagać więcej, jeżeli wierzymy, że jest on strażnikiem Prawdy.
Tyle tytułem wstępu do tekstu o „Klerze” Wojciecha Smarzowskiego. Kilka lat temu fetowany w prawicowej prasie za „Wołyń” (2016) reżyser teraz uderzył z pełną mocą w Kościół katolicki, oburzając nawet ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, który wychwalał poprzedni film artysty. Teraz ten sam duchowny, nie bojący się od lat pisać o „lawendowej mafii” w Kościele i szerokim problemie pedofilii, zwalcza „Kler” ze znaną sobie pasją.
Czy „Kler” mnie zszokował? Czy uczciwy i odważny Smarzowski z „Wołynia” zaskoczył mnie swoją woltą ideologiczną? Nie. Znam kino Smarzowskiego. Widziałem jego ludowy (brzuchaty i pijany proboszcz) antyklerykalizm w „Weselu” (2004). Widziałem postać pijanego księdza w „Pod mocnym aniołem” (2014) i uzależnionego od pornografii duchownego w nowelce „Ksiądz” (2017). Smarzowski w tych filmach umieszczał postacie duchownych w szerszym kontekście. Wiejski proboszcz zasymilowany z lokalną społecznością przy wódeczce nie jest przecież rzadkim wyjątkiem. Film o alkoholizmie oparty na książce Jerzego Pilcha miał pokazać, że uzależnienie od tego narkotyku dotyka każdą grupę zawodową. Również duchowieństwo.
„Kler” to film wściekle antyklerykalny. Nie jest zrobiony przez katolika zatroskanego o losy zdradzonego przez wpływowych hierarchów Kościoła. To film nieprzyjaciela Kościoła. To film osoby widzącej jedną stronę tegoż Kościoła. Chcącej mu przyłożyć jak najmocniej. Czy Smarzowski nie widzi tej drugiej twarzy? Twarzy zakonnic i zakonników pomagających trędowatym w Afryce? Twarzy męczenników za wiarę w Chinach i w krajach agresywnego dżihadu? A może nie potrafi jej dostrzec. Nie chce?
Nie roztrząsam tego, gdyż reżyser fabularnego filmu nie jest reporterem. Nie ma obowiązku patrzenia na konkretne zjawisko w sposób obiektywny. Broniłem Patryka Vegę za stronnicze glanowanie służby zdrowia w „Botoksie”. Bronię też prawa Smarzowskiego do pokazania wykoślawionego obrazu policji w „Drogówce” (2013), jak i krzywego obrazu duchowieństwa w „Klerze”. Smarzowski potrafi być wyważony, gdy chce. Dowodem na to jest nie tylko „Wołyń”, w którym mieliśmy również postacie złych Polaków i dobrych Ukraińców, ale jego najwybitniejszy film, czyli „Róża” (2011). Teraz nie chce być wyważony. Jest jednak szczery. Smarzowski nigdy nie ukrywał swojego antyklerykalizmu. Czy w Kościele są księża alkoholicy? Czy są duchowni uprawiający seks ze swoimi gosposiami? Czy zdarzają się biskupi zapatrzeni w grube pliki banknotów, którzy lepiej czują się na salonach politycznych niż w konfesjonale? Czy księża próbujący informować swoich przełożonych o przypadkach pedofilii byli uciszani? Czy pedofile w sutannach byli przenoszeni do innych parafii?
Każdy średnio zorientowany w publicznych sprawach człowiek odpowie na te pytania twierdząco. Papież Franciszek cały swój pontyfikat buduje na sprzeciwie wobec obnoszenia się hierarchii z bogactwem. Benedykt XVI wymiatał autodestrukcyjne procedury stojące za pedofilskim kryzysem. Smarzowski nie mówi nieprawdy o poszczególnych przypadkach nadużyć, przestępstw i niegodziwości w polskim Kościele. Tyle że, zderzając je z sobą w dwugodzinnym filmie, tworzy nieprawdziwy obraz całego duchowieństwa.
„Kler” jest filmem bardzo podobnym do „Drogówki”. Otwiera go scena libacji alkoholowej trzech duchownych. Jeden wyrwany z imprezy na prośbę dziecka jedzie udzielić ostatniego namaszczenia starszej kobiecie. Potem „nawalony” spowiada kobietę, która dokonała aborcji. Inny wsiada pijany za kółko, „bo mu wolno”. Równie dobrze te postaci mogłyby imprezować w „Domy złym”, bawić się na „Weselu” albo chlać na komisariacie. Różnica jest taka, że mają koloratki. Smarzowski zatapia każdy swój film w wódzie, co naprawdę robi się męczące i banalizuje ważne treści. Samotność i trauma z dzieciństwa naprawdę zawsze wiążę się z alkoholem?
Niemniej jednak „Kler” jest filmem dobrze wyreżyserowanym i świetnie zagranym. Szczególnie że postacie duchownych, w których wcielają się Robert Więckiewicz i Arkadiusz Jakubik, nie są papierowe ani jednowymiarowe. Ksiądz, który rezygnuje z ciepłej posady proboszcza i po męsku zrzuca koloratkę, wiążąc się z kobietą noszącą w łonie jego dziecko, oraz szukający odkupienia za własne grzechy duchowny tropiący pedofilów (sam będący ofiarą pedofilii księdza w dzieciństwie) to najciekawsze postacie filmu.
Nie jest prawdą, że nie pojawia się u Smarzowskiego żadna pozytywna postać kapłana. Jest nią trzecioplanowy wikary grany przez Adriana Zarembę, jak i duchowny grany brawurowo przez Jakubika. Ulubiony aktor Smarzowskiego tworzy rolę przejmującą. Dociera do zakamarków duszy duchownego. Na naszych oczach ją penetruje i rozdziera. Szkoda, że przygniata tą ciekawą postać ciężar demonicznie złego, pazernego i obłudnego arcybiskupa o znamiennym nazwisku Mordowicz. Janusz Gajos tworzy karykaturę hierarchy rodem z „Faktów i mitów”. Kuria Mordowicza jest jego prywatnym folwarkiem. Oczy świecą mu się na widok złota jak Dickensowemu Scroodge’owi. Jeździ też bentleyem. Ten miłośnik sojuszu tronu i ołtarza jest przeciwieństwem postaci duchownego, którego ten sam aktor zagrał w „Zaćmie” Ryszarda Bugajskiego. Spotkałem się jednak z opiniami ludzi z wewnątrz Kościoła, że arcybiskup Mordowicz mówi dokładnymi cytatami z pewnego znanego polskiego hierarchy.
Przerysowany arcybiskup nie jest największym mankamentem filmu Smarzowskiego. W podobną postać wciela się Jacek Braciak. Inteligentny i przebiegłby karierowicz z kurii jest żywcem wyjęty z kina o mafii. Szantażuje otoczenie, mieszka w ekskluzywnych przybytkach i robi wszystko dla kariery w Watykanie. Jedna scena płaczącego przez dziecięce traumy (oczywiście związane z seksualnym wykorzystywaniem) kapłana nie uwiarygodnia czarnego charakteru. Reżyser jest równie gniewny, pokazując sierociniec zakonny z głębokiej PRL, w którym zakonnica nakazuje za zmoczenie łóżka bić dziecko kablem. Potem chłopiec zostaje zgwałcony przez otoczenie. Narodowcy ćwiczą skandowanie pod okiem młodego kapłana w kurii (czy Smarzowski zapomina, jak Kościół ukarał byłego księdza Międlara?), natomiast z ust duchownych padają słowa „Żydki” i „żydowska pizda”. Naprawdę w czasie, gdy nawet zdemonizowany na lewicy o. Tadeusz Rydzyk robi ze środowiskami żydowskimi wielkie konferencje naukowe, można wrzucać Kościół do tej szufladki?
Nie można jednak odmówić Smarzowskiemu pewnej przenikliwości spojrzenia na kulisy zamiatania pedofilskich skandali pod dywan. Pisał o tym nawet ostry krytyk „Kleru” ks. Isakowicz-Zaleski. „Najmocniejsze, a zarazem najwartościowsze fragmenty tego dzieła, to relacje ofiar pedofilii duchownych, zmontowane na zasadzie »film w filmie«, oraz scena przesłuchania jednej z ofiar w kurii przez arcybiskupa i kilku duchownych, którzy próbują zrobić żalącemu się mężczyźnie wodę z mózgu” – zauważa kapłan, znający przecież od kulis przypadki traktowania ofiar „predatorów w sutannach”.
O pedofilii w Kościelnie nie wolno milczeć. Potrzeba kina mocnego i wstrząsającego, ale zarazem mądrego i wyważonego. Przerysowanie i tak wielkie przeczernienie odepchnie od niego katolików czekających na rozliczenie drapieżników w sutannach. „Kler” jest pozbawiony kłującej długo po seansie niejednoznaczności wspaniałej „Wątpliwości” (2008) Johna Patricka Shaneya, z wielkimi kreacjami Meryl Streep i Phila Seymoura Hoffmana, gdzie na problem pedofilii księdza patrzyliśmy oczami przestępcy, niewinnej ofiary, ostatniego sprawiedliwego i zacietrzewionego oskarżyciela. Nie ma u Smarzowskiego delikatności wyrazistego przecież „Spotlight”. Nie ma nawet namiastki wysublimowanego intelektualnie antyklerykalizmu Felliniego czy jego naśladowcy Sorrentino.
Jest za to walenie bejsbolem między oczy. Kościół jest zły. Na każdej płaszczyźnie. W każdym wymiarze. W ujęciu Smarzowskiego nie jest to święty Kościół, w którym są grzeszni ludzie, to nieświęty Kościół, w którym marginalnie występują sprawiedliwi. Cóż, ja znam zupełnie inny Kościół. Mam nadzieję, że Wojtek Smarzowski otrzyma łaskę, by go kiedyś dojrzeć. Z całego serca mu tego życzę.
3/6
„Kler”, reż: Wojciech Smarzowski, dystr: Kino Świat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/412828-kler-ja-znam-inny-kosciol-recenzja