Ten film byłby nawet zabawny. Gdyby twórcy docisnęli pedał absurdu do samego końca i choćby co 15 minut dali jedno mrugnięcie okiem, to mielibyśmy horror w stylu „Martwego zła” Raimiego. Ba, można nawet było pokusić się o wykwintnie zabawny horror w duchu „Nieustraszonych pogromców wampirów” Romana Polańskiego. Rumunia, mroczne zamczysko i mówiące po angielsku ze wschodnim akcentem demony doskonale się do tego nadają.
„Zakonnica” jest filmem z uniwersum stworzonym przez zdolnego Jamesa Wana, na który składają się dwie części „Obecności” i seria o „Annabelle”. Postać demonicznej zakonnicy opętanej przez demona pojawiała się zarówno w „Annabelle. Narodziny zła” jak i „Obecności”. Fani serii wiele sobie obiecywali po osadzonej w 1952 roku w Rumunii opowieści o źródłach zła, kryjących się za potworną zjawą. Wan jest typowym hollywoodzkim rzemieślnikiem więc w finale bardzo dobrej przecież „Obecności” nie uniknął efekciarstwa i ogranych trików, od których wolne są najlepsze filmy o opętaniu jak klasyczny „Egzorcysta” Friedkina czy „Egzorcyzmy Emilly Rose” Derricksona. Cóż, „Zakonnica” od pierwszej do ostatniej sekundy wygląda jak najgorsze elementy filmów Wana.
Ten film nie jest tak zły, że aż dobry. On jest tak zły, że tylko salwy śmiechu mogą uratować przed ucieczką z kina. Akcja jest prosta: oto w rumuńskim średniowiecznym zamczysku, będącym teraz opactwem wiesza się zakonnica. Watykan wysyła mającego twardzielski trzydniowy zarost ojca Burke’a (Demián Bichir) i wyrwaną z nowicjatu Siostrę Irene (Taissa Farmiga) o twarzy tak niewinnej, że chce się ją schrupać. No bo ta prawie zakonnica ma czystą i niewinną duszę, więc reżyser musi to dobitnie pokazać za pomocą jej fizyczności.
Wszystko tutaj jest pokazane dobitnie. Gra nastrojem? Ciszą? Półcieniem? A gdzie tam! Twórcy wpadli na inny pomysł. Dajmy najgłośniej dudniącą grozą muzykę, w rytm której kroczy diaboliczna zakonnica, w każdym lustrze pokażmy potwory, które w zupełnie „zaskakujący” sposób przerażą tych good guys. Wokół zamku wsadźmy w ziemię krzywo stojące krzyże doświetlone z tyłu niebieskim blaskiem! Koniecznie też zróbmy z jednej opętanej zakonnicy zombie, wtrąćmy bohatera do zamkniętej trumny, a przełożona zakonu niech zachowuje się jak hrabia Dracula! Podziurawmy logikę serią z karabinu maszynowego z napisem „jestem fatalnym scenarzystą” i dodajmy dialogi, od których bolą nie tylko uszy, ale i nawet nos. Oto przepis na ten film.
„Zakonnica” jest filmem tak skrajnie głupim, iż trudno uwierzyć, że wyszedł spod rąk ludzi odpowiedzialnych za budowę horrorowego uniwersum z logo „Obecność”. Czy są jakiekolwiek plusy? Tak. Z demonem wygrywa się siłą różańcowej modlitwy ( choć z pomocą latającego z dubeltówką wieśniaka-przystojniaka, pasującego bardziej do parodii „Wampirów” Carpentera), a krzyżowcy ze średniowiecza są ekranowymi herosami. I tyle. Resztę okryjmy ślubami milczenia.
1,5/6
”Zakonnica”, reż: Colin Hardy, dystr: Warner Bros
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/411251-zakonnica-najglupszy-horror-z-uniwersum-z-logo-obecnosc