Niedawno pisałem sylwetkę aktora Wojciecha Solarza. Wydał mi się szczególnie interesujący nawet jako odtwórca ról w zwykłych spektaklach teatralnych i filmach robionych przez innych. Bo kreując większość tych ról buduje swój, całkiem oddzielny świat. Często je nagina do swojej osobowości. Czyniąc z nich apoteozę zwyczajności, „everymaństwa”, choć podszytego melancholijną chaplinowską fanfaronadą.
Oczywiście jako aktor zdyscyplinowany, z warsztatem wyrobionym w warszawskiej Akademii Teatralnej, zagra i co innego. Ale mam wrażenie, że takie role najbardziej go nęcą. Zamyka w nich cząstkę swojej artystycznej duszy.
Jako artysta kabaretowy bardziej szaleje, epatuje nas czasem mocno odjechanymi transformacjami. Ale co i rusz wraca do tej swojej podstawowej twarzy – współczesnego Chaplina, u którego melonik został zastąpiony przez fryzurę w nieładzie. Zarazem stał się już twórcą, a nie tylko odtwórcą w każdym sensie. Od dawna pisze teksty: w Kabarecie na Koniec Świata, ostatnio w kapitalnym telewizyjnym cyklu La la Poland.
Uwielbia czystą abstrakcję, zabawę słowami. Jako konferansjer potrafi stworzyć coś z niczego, bywa mistrzem improwizacji. Nawet podczas swojej wczorajszej premiery filmowej w kinie Atlantic zaczął w pewnym momencie , stojąc przed ekranem, taki mały spektaklik. Na końcu jest jednak zwykle coś więcej niż czysty absurd: mieszanina rozbawienia i współczucia, kiedy opisuje nam tych wszystkich swoich cudaków.
Absolwent szkoły filmowej Wajdy, kręci filmy offowe od 10 lat. „Tajemnica Alberta” (podobno wyprodukowana za kilka tysięcy złotych) i „Norbert Juras i syn” to półgodzinne humoreski. Jego bohaterowie hasają w nich sobie w ruralnych pejzażach niczym postaci z obrazków prymitywistów. Ale to nie jest humor pusty. Znajdziemy w tym trochę z Czechowa czy Gogola, trochę z czeskich komedii, trochę z młodego Felliniego., trochę z Kondratiuka Solarz nawet jak zapożycza, to nigdy mechanicznie. To w sumie jednak znów jego osobny świat, tylko chwilami zbieżny z tamtymi artystami.
To samo dotyczyło zrobionej z Krzysztofem Jankowskim jako reżyserem trzeciej humoreski, tym razem historyczno-literackiej – „Odwyk”. Solarz napisał scenariusz i zagrał Konstantego Gałczyńskiego pogrążonego w odmętach szpitala psychiatrycznego, gdzie leczą go z alkoholizmu. To mi się z kolei trochę kojarzyło z „Mistrzem i Małgorzatą”. A zarazem powtórzę: te fantazje znów były własne, niepodrabialne.
Przyszedł czas na godzinny film „Okna okna”. Solarz kręcił go bez produkcyjnej maszynerii, w dużej mierze za własne, tym razem już spore pieniądze, przy pomocy przyjaciół. Aktorów, o których za chwile, ale także autora zdjęć Tomasza Nowaka montażysty Piotra Budzowskiego, scenografów Filipa Przybyłko i Justyny Stasik czy autorki kapitalnej muzyki Karim Martusewicz. Powstawały te scenki w okolicy podwarszawskiego Michalina, gdzie mieszkają rodzice scenarzysty i reżysera. Mama jest wymieniona w napisach końcowych jako odpowiedzialna za catering. A równocześnie to film dopieszczony wizualnie i dżwiękowo, w tym sensie wychodzący poza świat chropowatego offu.
Michał Oleszczyk, drapieżny fachman od kina, napisał: „Fajnie, że ten film jest”. I nazwał go „powiastką”. Ludzie się na nim śmieją, bo jak się nie śmiać, kiedy film nie może się rozpocząć, a łajany przez reżysera Sebastian Stanky Stankiewicz pojawia się jako kolejno kilka postaci z różnych epok, a wreszcie popyla syreną. Tak - tą sławną syreną, którą ledwie już pamiętamy.
Jak się nie śmiać, kiedy główna postać, Wojtek, grana przez Solarza, jest niezgrabotą? Mówi dziwacznym językiem, wpada ciągle w doły. Jak się nie śmiać, kiedy przyjaźni się z niewydarzonymi braćmi (Robert Jarociński i Janusz Onufrowicz), oni wiecznie nie słyszą krzykliwej matki (Iza Dąbrowska), a w tle mieszkańcy wsi dowodzeni przez groźnego Pułkownika (Jacek Różański)polują na mitycznego Głuszca, upozowanego na postać z horroru.
A jednak to jest śmiech przez łzy. Nie chcę nikomu niczego podsuwać. Zauważę tylko, że to trochę film o miłości niespełnionej. Trochę o podwójności natury (kiedy Wojtek niezgrabota podgląda w przez tytułowe okna Wojtka romantyka), trochę o tęsknocie za ciepłem. A może jeszcze nawet o przywiązaniu do rodzinnej ziemi. A może… Nie warto wszystkiego mówić. Film jest krótki, fabuła niby wątła. A przecież dostajemy nagle mnóstwo emocji. Jest i kobieta wyśniona (Anna Smołowik) i realna (Zuzanna Grabowska) i jej Rumcajsowaty brat (Leszek Lichota). Każdy widz na własną rękę ułoży sobie całość z rozsypanych puzzli. Umiejętność niedopowiadania to chyba największy atut Solarza, choć może niektórym to wszystko wyda się za proste, za szybko zakończone.
Warto podkreślić, że ten film to dzieło prawdziwej wspólnoty, tak sprzecznej z aurą współczesnego skomercjalizowania. Nawet w epizodycznych rólkach rozpoznajemy tak kapitalnych komediowych aktorów jak Robert Majewski czy Maciej Makowski, a ten ostatni wspierał Solarza jako II reżyser. Robili to bez pieniędzy i czuje się tu atmosferę wspólnej zabawy, która jednak ani przez moment nie odrywa się od percepcji widzów.
Na ile Solarz gra samego siebie? Na ile posiadł umiejętność bawienia się własnym kosztem? W każdym razie jego duet z Robertem Jarocińskim chciałbym zobaczyć w kolejnych filmach. A tak naprawdę wszyscy tworzą tu kapitalną galerię typów. Prostota to furtka do tej „opowiastki”. I klucz do furtki. I ścieżka.
Oczywiście jeśli Solarz-filmowiec się ustatkuje, kolejne produkcje będzie musiał podporządkować w większym stopniu rozmaitym rygorom. Poszukać cementu bardziej różnorodnego niż jego własna wrażliwość i nieco bajkowa wyobraźnia. Ale ta wrażliwość to kapitał bezcenny. Introdukcja z towarzyszeniem muzyki do „Norberta Jurasa” spodobała się Andrzejowi Wajdzie. Miał mistrz Wajda dobrą intuicję. Mam wrażenie, że ja też ją mam – czekając na to, że Wojciech Solarz ominie rafy trudności organizacyjnych i na trwałe wejdzie do świata filmowej twórczości. Oby się nie zniechęcił, bo wiele stracimy.
Na razie film dostał pierwszą nagrodę – na festiwalu w Nowej Soli. Solarz został tam też najlepszym aktorem. Następne wyzwanie to udział w bocznym Konkursie „Inne spojrzenia” na festiwalu w Gdyni. Powodzenia!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/410109-zaremba-okna-okna-szczere-zloto
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.