„Nie pomylcie filmu!”- głosił slogan na plakacie polskiego filmu o bohaterskich wyczynach Polaków w Bitwie o Anglię. Widzowie mieli nie pomylić polskiego filmu „Dywizjon 303. Historia prawdziwa” z brytyjskim „303. Bitwa o Anglię”. Czy filmy rzeczywiście tak się od siebie różnią? Niewiele pod względem akcji. Polska wersja jest oparta na słynnej książce Arkadego Fiedlera. Jednak wątki obu produkcji się powtarzają, co dowodzi, że Brytyjczycy sięgali do tych samych źródeł.
Pisałem kilka tygodni temu duży tekst o angielskim filmem Davida Blaira. To solidne kino klasy B, którego głównym walorem jest dobra obsada ( Milo Gibson i Iwan Rheon plus Marcin Dorociński) i uwypuklona prawda o tragicznym losie Polski sprzedanej przez Aliantów Sowietom. Jak na tym tle wypada polska produkcja? Zaskakująco dobrze. Mimo moich obaw z powodu trzykrotnej zmiany reżysera i producenta takich „perełek” polskiej kinematografii jak „Kac Wawa” Jacka Samojłowicza za sterem tego filmu, okazało się, że Polacy nakręcili przyzwoity film o naszym heroizmie w walce na angielskim niebie.
Film Denisa Delićia emanuje o wiele większą energią niż brytyjski odpowiednik. Co jest zaskakujące Polacy zrobili też o wiele lepsze efekty specjalne i solidniej zmontowali film ( brawa dla Marcina „Kota” Bastkowskiego!). Pojedynki w powietrzu również są ograniczone małym budżetem, ale nadrabiają pomysłową reżyserią. Momentami czuć powietrzny chaos i grozę walki z Niemcami. Nie udało się tego zupełnie wyciągnąć Blairowi. Cieszy fakt, że w polskim filmie krwistą postacią jest dowódca Dywizjonu 303 Witold Urbanowicz. O ile u Blaira Dorociński był tłem dla brytyjskich aktorów, tutaj Piotr Adamczyk ma rzeczywiście coś konkretnego do zagrania. Maciej Zakościelny, Jan Wieczorkowski i Antoni Królikowski oddali specyficzną mieszankę polskiej brawury, irytującej Anglików bezczelności i anarchizującej zadziorności, która zdumiewała brytyjskie dowództwo.
Anglicy w swoim filmie wbili szpilę we własny kraj, który sprzedał Polskę komunistom i nie bali się pokazać polskich żołnierzy jako ludzi z krwi i kości. Pijących, mających romanse z Angielkami i lekceważących procedury. Polski film jest o wiele bardziej patetyczny. To kino ku pokrzepieniu serc w duchu hollywoodzkich filmów spod znaku ( zachowując oczywiście proporcje) Michaela Baya.
Czy to irytuje? Nie, bowiem filmy o heroizmie narodowym muszą mieć swój patos i wzniosłość. „Dywizjon 303. Historia prawdziwa” to kino wpisujące się w ten nurt amerykańskiego kina. Nie tylko muzyka jest tutaj odpowiednio wzniosła, a Urbanowicz ma przemowę w duchu samego Wallace’a z „Braveheart”. Polski film kończy się podziękowaniem składanym polskim żołnierzom przez samego króla Jerzego i słynnym cytatem Winstona Churchilla o polskim heroizmie. Brytyjczycy pokazali Polskę zdradzoną i sprzedaną Sowietom. My pokazaliśmy Polskę triumfującą. Dobrze więc, że powstały oba te filmy. W tym wymiarze się zazębiają. A kto wygrał pojedynek w kinowych przestworzach? Zdecydujcie sami. Moje serce leży jednak bliżej produkcji polskiej. Lubię hollywoodzki optymizm.
4/6
„Dywizjon 303. Historia Prawdziwa”, reż: Denisa Delić, dystr: Mówi Serwis
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/409610-widzielismy-dywizjon-303-historia-prawdziwa-recenzja