Pierwsza nauczycielka została zakatowana przez uczniów w sierpniu 1966 roku: uczennice z Czerwonej Gwardii oblały ją tuszem i tłukły na miazgę pałkami. Jeszcze wcześniej rozpoczęło się rabowanie prywatnych mieszkań, darcie pergaminów, kruszenie laki. Tabliczki z portretem Przewodniczącego umieszczano nie tylko na froncie lokomotyw, lecz również na rowerach. Na wewnątrzkrajowych trasach lotniczych (innych nie było) stewardessy czytały pasażerom, nieraz przez kilka godzin bez przerwy, Czerwoną Książeczkę. By ją drukować w odpowiednim, wielomilionowym nakładzie, tylko w Szanghaju wzniesiono siedem nowych papierni. Ministerstwo handlu ograniczyło produkcję butów, klapek i zabawek, by starczyło plastiku na jej okładki. Żołnierze i studenci rozpoczęli niszczenie nazw ulic, wnętrz sklepów i wszelkich zabytkowych murów: runęła spora część Starego Pekinu, tysiące zabytków w całym kraju. Masowo zabijano zwierzęta domowe, przystąpiono do niszczenia cmentarzy. Tratowano ogrody i kwietniki, na wieś, bez środków do życia, wywożono fryzjerów i fizyków.
Tak, o Litwie, wbrew cytatowi z klasyka, wiemy jednak zwykle więcej niż o Chinach. Kiedy wyjdziemy z partykularza polskich obolałości okazuje się, że pamiętamy czołgi sowieckie na ulicach Kowna, partyzantów, walczących w lasach z oddziałami NKWD dłużej niż Wyklęci i wywiezione za Ural wioski, po których została dzwonnica w zarośniętym perzem kołchozowym polu: dla dziedziców Rzeczpospolitej to doświadczenie niemal własne, dla entuzjastów Polski plemiennej i piastowskiej – pokrewne, z przemocą w znajomych dekoracjach, pod wspólnymi obłokami. O Chinach wiadomo zwykle, że był głód i „Czerwona książeczka”, czyli zbiór drętwych fraz.
Nawet, jeśli pamiętamy klika podręcznikowych faktów, że wiemy kto, kiedy i jak, niewiele nam pomaga: tak, możemy powtarzać, że faktyczny przywódca kraju i lider KPCh Mao Zedong obawiał się skierowanej przeciw sobie krytyki za Wielki Głód oraz „restytucji kapitalizmu”. Wiemy, że w maju 1966 powołana zostaje w KC KPCh Grupa do spraw Rewolucji Kulturalnej, podlegająca bezpośrednio Mao, że rozpoczyna się wówczas mobilizowanie „dołów”: hasło „zwrócenia broni przeciwko sztabom” posiada, szczególnie w hierarchicznych Chinach, gigantyczny potencjał burzący. Tak, można wymieniać kolejne nazwiska, podglądając ukradkiem ich zapis fonetyczny w kwadratowych nawiasach, ale nie przybliża to nas ani trochę do zrozumienia „dlaczego”.
W chińskich wydarzeniach lat 1966-1976 rozpoznajemy, jak w koszmarze sennym, praktyki kolejnych rewolucji wcielonych. Samokrytyki i akty denuncjacji? Piętnowanie wrogów klasowych? Pędzące po mieście ciężarówki najeżone sztykami? Znamy to, znamy. Wioska Dazhai, siłą woli mieszkańców odbudowana po powodzi i przynosząca rekordowe zyski, odwiedzana przez delegacje z całego kraju? Tak, znamy i to, i zobowiązania produkcyjne, zaorane stepy, z których cienka warstwa czarnoziemu spłynęła w kilka sezonów, pozostawiając słoną pustynię i zasypane kamieniami jeziora, które zamieniły się bagna. Znamy kilkupiętrowe gazety ścienne, sławiące bohaterów pracy, gorączkę wojenną w obliczu nieuchronnego ataku imperialistów (Breżniewa i Nixona) oraz huty wznoszone na ugorze urzędniczym ukazem i obozy reedukacyjne, zakładane w śnieżnej pustce. Znamy bicie stalowym prętem, wyludnione głodem prowincje, w których zdarto całą korę z drzew oraz nieoczekiwane zwroty doktryny i niełaski, na mocy których wczorajszy sojusznik dziś piętnowany jest jako zdrajca, czy nazywał się Zinowiew, czy Lin Biao.
A jednak tak wiele wymyka się naszemu zrozumieniu. Sypanie na równinie wzgórz z lessu, żeby upodobnić swoją komunę do wzorcowej wioski. Rozbijanie łomami obrabiarek i nadajników radiowych w nadziei, że uda się z nich wytopić aluminium, podstawowy surowiec do produkcji znaczków z portretem Przewodniczącego. Rytualne spożywanie wrogów klasowych, podczas którego starannie zachowywano hierarchię: „miejscowi przywódcy jedli serce i wątrobę ofiar, pomieszane z wieprzowiną i lokalnymi przyprawami, zwykłym wieśniakom pozwalano jedynie skubać mięso z ramion i z ud”. Uczniowie gotujący mięso nauczycieli w małych, okopconych garnkach. W państwie, w którym oficjalnie zniesiono handel, istniał czarny rynek popiersi Przewodniczącego. Pacjenci szpitali co rano zwlekali się z łóżek, by oddać hołd jego portretowi, i twierdzili, że zdrowieją. Domowe ołtarzyki przodków zastąpione zostały przez tryptyki: Mao oskrzydlony cytatami. Rodziny wieczorem zbierały się przed nimi na krótką modlitwę i sprawozdanie z dnia. Na scenach, akademiach i ulicach tańczono taniec lojalności: kilka prostych ruchów rąk od serca ku portretowi, którym towarzyszyła w tle pieśń „Ukochany Przewodniczący” (można i bez melodii).
Do tego retoryka, w której w łączy się retoryka i egzotyczne obrazowanie, co która rodzi frazy w rodzaju „Kampania czterech bezbrzeżnych miłości” lub „Czerwone słońce w naszych sercach”. Do tego skala, w której nie potrafimy się odnaleźć: prowincje wielkości naszych krajów objęte walkami różnych frakcji Czerwonej Gwardii, katastrofy górnicze, w których ginie półmilionowe miasto. Do tego poczucie, że nad kontynentem Chiny w latach rewolucji kulturalnej nikt do końca nie panuje: fale kolejnych kampanii uderzają w pustkę, różne ziemie tkwią na uboczu, restytuując na własną rękę handel, tradycyjne uprawy czy szkoły, Przewodniczący podejmuje decyzje pod wpływem kaprysu, donosu, plotki.
Frank Dikötter, holenderski historyk, który zaczynał od badań nad „opiumową rewolucją” i fascynującym historyków Trzeciego Świata zjawiskiem „konstruowania tożsamości rasowej” kończy swoją trylogię poświęconą Chinom epoki Mao chłodno i beznamiętnie, składając opowieść z kilkunastu poszatkowanych na odpowiednie okresy relacji, fachowo rekonstruując narastanie i wygasanie gorączki, praktyki przystosowania, ogniska skupionego wokół wspólnot religijnych podziemnego oporu. Jest to prawdopodobnie jedyny sposób, żeby nie oszaleć.
O książce Franka Diköttera („Rewolucja kulturalna. Historia narodu 1962-1976”, tłum. Barbara Gadomska, Czarne, 2018) i eseju Vladimira Tismăneanu („Diabeł w historii. Komunizm, faszyzm i inne lekcje wieku dwudziestego”, tłum. Klaudyna Michałowicz, PIW, 2018) – w najnowszym wydaniu tygodnika “Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/409560-historia-szalenstwa-w-dobie-komunizmu-recenzja