Trzeci odcinek „Ostrych przedmiotów” na HBO za nami. Czeka nas jeszcze pięć. Piotr Gociek ogłosił, że serial nie oddaje do końca klimatu powieści Gillian Flynn, że jest „za ładny”, skoncentrowany na formalnych sztuczkach. Książki nie czytałem. Bez jej znajomości ogląda się go dobrze. Łukasz Adamski poleca, zachwalając talenty kanadyjskiego reżysera Jeana-Marca Vallée, autora „Wielkich kłamstewek”.
Dziennikarka przyjeżdża do rodzinnego miasteczka, w którym zamordowano dwie dorastające nastolatki. Z trudem radzi sobie z sobą, ale to czyni ją bardziej wiarygodną kronikarką problemów innych. My, Polacy, mamy na razie „Ojca Mateusza”, a dla ambitniejszych „Belfra”. No „Wataha”, na pewno nie tak wyrafinowana, próbowała być mrocznym studium szczególnej prowincji.
Zaskakująco dobrze ogląda się „Ostre przedmioty”, zważywszy na obecność ulubionych archetypów kina tego typu. Ile już widzieliście zamkniętych miasteczek z ich tajemnicami? Wind Gape leży w Missouri, stanie bliskim Południu, ale to nie ma większego znaczenia. A ile było studiów kobiecego alkoholizmu, z „Dziewczyną z pociągu”, wielkim przebojem, na czele? A starcia matek z córkami? Amy Adams jest świetna jako dziennikarka z problemami, a Patricia Clarkson, jej matka, to wielka dama kina przyciągająca uwagę urodą drapieżną, daleką od upiększeń. Ale czy powiedzą nam coś naprawdę nowego?
Tylko że czas nowych rzeczy skończył się kilkadziesiąt lat temu, kiedy kino wdzierało się w obszary ludzkiej duszy wraz z literaturą i w końcu spenetrowało całość. My musimy się kontentować nastrojem i odkrywaniem konkretnych ludzkich historii, które jednak się różnią, a niosą suspens. Zmieniliśmy się w małomiasteczkowych podpatrywaczy, ciekawych, kto jaką skrywa tajemnicę. Trzeba przyznać, poszczególne wątki odsłaniane są powoli, bez efekciarstwa i nawet z uszanowaniem dla ludzkiego cierpienia. Czasem wyczuwam w tym uszanowaniu nutkę fałszu. Ale nie mam się o co przyczepić. I jeszcze te ułamki ujęć oddające świat wspomnień oraz skojarzeń głównej bohaterki – bezcenne.
Mnie – poza pytaniem, kto zabił – ciekawi co innego. Podziwiam niekoniunkturalizm twórców takich seriali, którzy nie spieszą się z odpowiedziami. Zawsze pytam, kto się delektuje takimi opowieściami kręconymi trochę wbrew naturze popkultury, gdzie wszystko musi być szybkie i proste. A jednak czas na finał, na odpowiedzi musi przyjść. Takie kino też stało się przestrzenią perswazji, edukowania i wychowania. Nawet twórcy niejednoznaczni często w końcu uogólniają, szukają morałów.
Na Facebooku stoczyłem debatę o innym serialu – „Mr. Mercedes”, według powieści Stephena Kinga. Ktoś znalazł klucz. Dobre są tam kobiety i Murzyni. No dobry jest też irlandzki gliniarz, ale młody biały facet musi się okazać psycholem. Wskazywałem na odstępstwa od schematów w „Mr. Mercedesie”, ale przekonanie, że triumfuje w takich historiach jakiś rodzaj poprawności, nie jest bezzasadne. Ba, to bywa w sumie zgodne ze statystycznymi prawidłowościami. Choćby taką, że wciąż częściej mężczyzna krzywdzi fizycznie kobietę. A zarazem kolejny film o tej prawidłowości – czy nie utwierdza ideologicznych schematów w społeczeństwach dalekich już od starego patriarchalnego modelu?
Tu mamy do czynienia z kawałkiem kina kobiecego. Ale na razie kobiety walczą z sobą. Zupełnie jak w „Sonacie jesiennej” według Ingmara Bergmana, obejrzanej przeze mnie w Teatrze WARSawy. Jaki typ nauki wystąpi na końcu? A może żaden?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/405887-zaremba-przed-telewizorem-miasteczka-z-problemami
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.