Lata 60-te XX wieku radykalnie odmieniły USA. Wojna w Wietnamie, rewolucja pokolenia 68, uderzenie w fundamenty konserwatywnych wartości, które zbudowały USA. Lata 60-te również wojna o prawa obywatelskie. Początek końca największego grzechu założycielskiego „Miasta na górze”, czyli rasizmu.
Lipiec 1967 roku był szczególnie gorący w Detroit. W ówczesnej kolebce amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego zamieszki zaczęły się od z pozoru banalnej interwencji w nielegalnym barze. Starcia policji przerodziły się w jedne z najbardziej krwawych i niszczycielskich zamieszek w historii USA. Przez 5 dni Detroit przypominało front na wojnie. Policji pomagała Gwardia Narodowa i wysłana przez prezydenta Lyndona B. Johnsona armia. Efekt? 43 zabitych, 467 rannych, ponad 2000 spalonych budynków. Dopiero zamieszki w Los Angeles w 1992 roku „przebiły” wydarzenia z Detroit.
Zdobywczyni Oscara za „The Hurt Locker” Kathryn Bigelow skupia się na mordzie, jaki miał miejsce w Hotelu Algiers, gdzie nocą z 25 na 26 lipca grupa policjantów biła i terroryzowała 9 czarnoskórych Amerykanów i dwie białe dziewczyny. Zastrzelono trójkę czarnoskórych nastolatków. Bigelow nie jest reżyserką naładowaną polityczną pasją jak choćby Spike Lee. Jej film to niemal dokumentalna relacja z frontu rasowej wojny w USA. To relacja surowa, obiektywna ( widzimy również sprzeciwiających się rasizmowi policjantów i murzyńskich chuliganów demolujących sklepy) i znakomicie zagrana (John Boyega, Anthony Mackie, Jason Mitchell, Will Poulter, Algee Smith). Film otwiera krótkie wprowadzenie w historię amerykańskiego rasizmu okraszone malowidłami Jacoba Lawrence’a, jednak Bigelow unika publicystycznych tez. Pierwsze 20 minut filmu to precyzyjnie wyreżyserowane obrazy narastającego chaosu na ulicach Detroit. Bigelow uświadamia nam, jak w niektórych warunkach łatwo nakręca się spiralę przemocy, wywołującą w ludziach najgorsze instynkty.
Bigelow wraz ze scenarzystą ( byłym reporterem) Markiem Boalem nie wikła się w historyczne debaty o grzechu rasizmu, ale na przykładzie zwykłych ludzi pokazuje jak nienawiść, pogarda dla bliźniego i uprzedzenia rasowe naznaczały życie zwykłych ludzi. Walczący za USA w Wietnamie weteran wojenny w swoim domu jest traktowany jak przestępca. Tylko z powodu koloru skóry. Mający przed sobą wspaniałą muzyczną karierę artysta nie jest w stanie po doświadczeniu rasistowskiej przemocy śpiewać dla białych. Obaj przeżyli krwawą jatkę w hotelu. Obaj przetrwali wojnę na ulicach. Co jednak z ich stosunkiem do USA? Czy potrafili zaszczepić patriotyczne wartości swoim dzieciom?
Takie filmy jak „Detroit” działają o wiele mocniej niż antyrasistowskie, pełne wielkich moralistycznych słów, elaboraty. To co wydarzyło się w Hotelu Algiers może wydarzyć się wszędzie, gdzie zapominamy, że drugi człowiek jest naszym bliźnim. Bez względu jaki ma kolor skóry, orientacje seksualną czy wiarę. Warto o tym pamiętać w czasach szalejącej polaryzacji społeczeństw zachodnich.
„Detroit”, reż: Kathryn Bigelow. Film dostępny na Showmax.com
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/405079-detroit-5-dni-rasowej-wojny-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.