Sacha Baron Cohen to wyjątkowy prowokator. Nie unika grania w wysokobudżetowych hollywoodzkich produkcjach ( „Nędznicy”, „Hugo i jego wynalazek”, „Sweeney Todd”), ale jego głównym teatrem jest prowokacyjna i „prankowa” komedia. Naładowana polityką oraz błyskotliwym, choć jednocześnie wyjątkowo wulgarnym, spojrzeniem na absurdy współczesności. Zarówno jako pokręcony biały Murzyn Ali G, przybywający z Kazachstanu Borat czy przegięty gej Bruno piętnował nonsensy poprawności politycznej. Cohen nigdy nie unikał jednoznacznie liberalnego spojrzenia na rzeczywistość. Potrafi jednak dowalić zarówno konserwatystom jak i liberałom.
Telewizyjny powrót Cohena opiera się na znanej formule. Cohen wciela się w kilku bohaterów i wkręca w rozmowy znane postacie. W otwarciu „Who is America?” jego celem padł m.in. niedoszły kandydat na prezydenta USA, socjalista Bernie Sanders, który udzielał wywiadu skrajnie prawicowemu, jeżdżącemu na wózku weteranowi wojennemu. Absurdalna rozmowa skończyła się pełnym niedowierzania stwierdzeniem Sandersa: „Billy, nie wiem, o czym mówisz”.
Cohen z wierzącego w teorię spiskowe prawicowca gładko przechodzi w komiksowego lewaka, pedałującego po Ameryce Dr. Nirę Cain-N’Degeocello, która nawiedza domostwa zdeklarowanych wyborców Donalda Trumpa. Ten fragment show, podobnie jak wcielenie się Cohena w artystę skazańca malującego własnymi odchodami, był uderzeniem w arbitralnie narzucane przez lewicę normy poprawności politycznej i istotę nowoczesnej sztuki. Cohen jest Żydem więc nie ma problemów ( podobnie jak Woody Allen czy Larry Clark) z wyśmiewania Izraela i bawieniem się antysemickimi stereotypami. Fragment o żydowskim komandosie wkręcającym znanych prawicowych polityków w nawoływanie do promocji broni palnej w podstawówkach jest bardziej przerażający niż zabawny.
Szanuję Cohena za społeczny wymiar jego komedii. Jednak otwarcie „Who is America?” jest dla mnie wtórne i rozczarowujące. To popłuczyny bo bezczelnej niepoprawności „Borata”. Cieszę się, że po słabym „Dyktatorze” i szokująco głupim ( choć uroczym) „Grimsby” Cohen wraca do źródeł swojego humoru. Zarówno jako niepełnosprawny redneck jak i zidiociały lewak, brytyjski komik jest wizualnie przezabawny. Problem w tym, że jego rozmowy do niczego nie prowadzą. Zmieszane spojrzenie rozmówcy, zszokowana mina nie odkrywają nam prawdy o Ameryce, ponad to co widzieliśmy w „Boracie” i „Bruno”, czyli najlepszych filmach Cohena. By uświadomić sobie jak wtórny stał się humor Cohena, obejrzyjcie niedocenioną perełkę prank-vérité jest „Jackass: Bezwstydny dziadek” z 2013 roku, gdzie wulgarny humor Johnny Knoxvilla został doskonale podlany wrażliwością Spike’a Jonze. Próżno szukać tego poziomu u Cohena.
Mam nadzieję, że kolejne odcinki będą miały poziom fragmentu o agencie Mossadu lobbującym za sprzedażą broni 3 latkom. To rzeczywiście satyra o sile samochodowej rozmowy kazachskiego dziennikarza z pijanymi amerykańskimi studentami. Kawał socjologicznego eksperymentu. Obawiam się jednak, że nawet to jest dziś poprzeczka nie do przeskoczenia dla Cohena. A może się mylę?
„Who is Amercia” dostępny od 15 lipca na HBO GO. Od września w HBO 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/404792-borat-wciaz-lamie-politpoprawne-normy-niestety-bez-blysku