„Dziedzictwo. Hereditary” zostało już ogłoszone arcydziełem horroru. Większość krytyków ( również w Polsce) rozpływa się nad debiutem reżyserskim Ari Aster w totalnych zachwytach. Czy słusznie?
Jest to jeden z lepszych horrorów ostatnich lat. Granie klimatem i nastrojem oraz inteligentny scenariusz stawiają go obok najlepszych filmów grozy XXI wieku. A jednak brak mu oryginalności australijskiego „Babadooka” Kent, „The Witch” Eggersa czy „Coś za mną chodzi” Mitchella. Wszystkie eksponowały nową jakość w gatunku kina grozy. Aster natomiast gra znaczonymi kartami. Robi to błyskotliwie i momentami zdumiewająco mistrzowsko. Jednak ostatecznie okazuje się, że to tylko odtwórcą. Nie zmienia to faktu, że jego horror solidnie przeraża i długo po seansie zostaje w głowie.
Jest to film o duchach, spirytyzmie i dotyka nawet demonologii. Ociera się o „Dziecko Rosemary” Polańskiego czy „Omen” Donnera, by przejść w finale do kiczowatych ( w pozytywnym sensie tego słowa) współczesnych horrorów o opętaniu. Historia przesiąkniętej mrocznym dziedzictwem rodziny Grahamów jest opowiedziana w wyrachowany sposób. Przepięknie sfilmowana przez Polaka Pawła Pogorzelskiego, z powoli budowaną akcją, irytująco wskakuje w szaty artystycznego kina. Ma to jednak swoje dobre strony. Aster jak ognia, nomem omen, piekielnego unika ogranych chwytów 90 proc. horrorów, budując grozę nie efektami specjalnymi, ale nastrojem. Kilka razy potężne ciarki przeleciały mi po plecach, czego coraz rzadziej dziś doświadczam.
Toni Collette i Gabriel Byrne grają na przeciwstawnych nutach. Ona ekspresyjna, neurotyczna, ale też precyzyjnie projektująca swój miniaturowy świat. Przejmująco oddaje absolutne cierpienie matki. On introwertyczny, tajemniczy i pełen ojcowskich cnót. Znakomicie się uzupełniają, tworząc magnetyczny obraz pogruchotanych rodziców nastoletniego syna ( Alex Wolf) i szalenie niepokojącej od pierwszych minut córki ( Milly Shapiro).
„Dziedzictwo” ma ciekawą konstrukcję narracyjną. To miszmasz chwytającego za serce rodzinnego dramatu obyczajowego ( śmierć dziecka, oddalające się od siebie małżeństwo) i zanurzonego w demonicznej mitologii i religii przypowieści o triumfie zła. Nie spodziewajcie się jednak teologicznych treści. Więcej tu psychoanalizy niż metafizyki. To film o osobowym Złu przepuszczony przez percepcję laickiej cywilizacji. Dlatego nie ma tego głębokiego ukąszenia z „Omen”, „Egzorcysty” czy nawet niejednoznacznego religijnie „Dziecka Rosemary”.
„Dziedzictwo. Hereditary” spodoba się miłośnikom inteligentnego i klimatycznego horroru. Ja jednak pozostanę przy strachu przed klaunami rodem z nowego „To” i zabawie schematami kina grozy, które tak znakomicie sprawdzało się w pierwszych dwóch sezonach „American horror story”. Póki co „Babadook” jest jeden.
5/6
„Dziedzictwo. Hereditary”, reż: Ari Aster, dystr: Monolit
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/400834-dziedzictwo-hereditary-solidnie-przeraza-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.