W tłumaczeniu Chestertona najtrudniejsze jest… tłumaczenie Chestertona. Słusznie porównywano jego styl do szermierki: jest widowiskowy, efektowny, często zaskakujący i poetycki, ale ostatecznie zmierza do tego, by zadać celny cios. I zawsze trafia w dziesiątkę. W innym języku nie sposób tego oddać bez strat. A najtrudniejsza jest gra słów, którą Chesterton stosuje z upodobaniem i która często jest zupełnie nieprzekładalna
— mówi tłumacz literatury angielskiej, m. in. opowiadań kryminalnych Gilberta K. Chestertona „Niewinność księdza Browna” i „Mądrości księdza Browna” Magda Sobolewska w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Brytyjski serial o przygodach księdza Browna na podstawie opowiadań Gilberta Keitha Chestertona przypomniał o świetnym angielskim pisarzu. Nie sądzi Pani, że przygody księdza Browna to jednak coś znacznie głębszego niż opowiadania kryminalne?
Magda Sobolewska: Dobrze, że to pytanie nie jest skierowane do samego Chestertona, bo pewnie by się na nie oburzył. Był on bowiem zdania, że kryminał wcale nie musi być płytki, a prawda, której odkrycie jest istotą detektywistycznej zagadki, może być głęboka i przekonująca. Chesterton uważał, że nawet Hamleta czy Otella można by przedstawić w formie kryminału – i byłby to, jak mówił, „kryminał idealny”, przedstawiający charakter człowieka ze wszystkimi jego sprzecznościami i zawiłościami. Myślę, że wbrew opinii samego Chestertona, jego opowiadania o księdzu Brownie zbliżają się do tego ideału. Ksiądz Ian Boyd, wydawca „The Chesterton Review” i dyrektor Instytutu Chestertona uważa je za przypowieści, ukazujące w świeżej, bardziej przekonującej formie te same prawdy, które możemy znaleźć w poważniejszych dziełach Chestertona – Ortodoksji czy Wiekuistym człowieku. Co nie znaczy oczywiście, że nie dostarczają doskonałej rozrywki – bo przecież tego przede wszystkim oczekujemy od kryminału. I na tym polegał geniusz Chestertona: potrafił przemawiać najróżniejszymi językami – poezji, eseju, felietonu, uczonego wywodu czy kryminału – i w każdej z tych form zawierał całą głębię myśli o Bogu, człowieku i świecie. Była to głębia myśli Kościoła, nazywanego przez Chestertona „boskim detektywem”, który ściga zbrodniarza nie po to, by zabić, ale po to, by zbawić. Magnesem, który przyciągnął Chestertona do Kościoła, było, jak sam mówił, odpuszczenie grzechów; by móc go dostąpić, trzeba jednak poznać prawdę o sobie. Świetną pomocą w tym względzie mogą okazać się opowiadania detektywistyczne o księdzu Brownie, odsłaniające przed nami, właśnie w formie przypowieści – by użyć słów św. Jana – to, „co jest w człowieku”.
Co sprawiło Pani największe trudności w tłumaczeniu dzieł angielskiego mistrza absurdu i groteski?
W tłumaczeniu Chestertona najtrudniejsze jest… tłumaczenie Chestertona. Słusznie porównywano jego styl do szermierki: jest widowiskowy, efektowny, często zaskakujący i poetycki, ale ostatecznie zmierza do tego, by zadać celny cios. I zawsze trafia w dziesiątkę. W innym języku nie sposób tego oddać bez strat. A najtrudniejsza jest gra słów, którą Chesterton stosuje z upodobaniem i która często jest zupełnie nieprzekładalna. W ostateczności trzeba się uciekać do przypisów, co oznacza w pewnym sensie przyznanie się przez tłumacza do porażki. Wyzwaniem jest także właściwe zrozumienie realiów, o których pisze Chesterton (opowiadania o księdzu Brownie pisał właściwie przez całe życie, dwa pierwsze tomy ukazały się przed I wojną światową); ale jest to też ciekawa praca detektywistyczna. O jakich gazetach mówiło się „pink paper” w Ameryce początku XX wieku? Czym był „blue pencil” w ręku redaktora? Co to był „cake walk”? Jak wyglądała dzielnica Adelphi w Londynie? Każda z tych spraw wymaga osobnego dochodzenia. Za to wielką nagrodą – chociaż tu również zdarzają się trudności – jest tłumaczenie opisów przyrody, które Chesterton, jako malarz (jedyną uczelnią wyższą, na którą uczęszczał, choć jej nie ukończył, była szkoła artystyczna) tworzy z niezwykłym wyczuciem koloru, atmosfery, pogody i pory dnia.
Chesterton był też wielkim przyjacielem Polski. Skąd wzięła się jego sympatia do naszego kraju?
W Anglii była ona rzeczywiście czymś niezwykłym; przeciętny Anglik, jeśli w ogóle o Polsce słyszał, miał o niej jak najgorsze zdanie i uważał, że słusznie znikła ona z mapy Europy. Przyczyną, jak trafnie zauważał Chesterton, był angielski antykatolicyzm i związane z nim uprzedzenia, a także pruska propaganda. Za to dla Chestertona Polska była spełnieniem jego marzenia o społeczeństwie drobnych właścicieli ziemskich, kochających swój mały kraj, miłujących wolność i wierzących w Boga. Niewykluczone, że swymi licznymi artykułami, w których domagał się niepodległości Polski, wywarł jakiś wpływ na bieg historii. Odzyskanie niepodległości Polski postrzegał w kategoriach religijnych, mówiąc o jej „zmartwychwstaniu”. Widział w nim powtórzenie drogi Zbawiciela, niosące nadzieję innym narodom: nadzieję na zwycięstwo, kiedy wszystko wydaje się stracone. Był to dla niego także tryumf ducha i wiary nad wszystkimi siłami, które starają się je zniszczyć. Można to uznać za niepoprawny idealizm, ale można też powiedzieć, że Chesterton kochał w Polsce to, co było w niej najlepsze i tą miłością skłaniał ją (i skłania nadal) by starała się ów ideał osiągnąć.
Popularność Chestertona w Polsce trwa od czasów przedwojennych. W 1927 r. angielski pisarz gościł w naszym kraju.
Ta wizyta była ogromnym sukcesem. Wieniawa-Długoszowski, który (nieproszony) powitał Chestertona na dworcu w Warszawie przemówieniem po francusku, stwierdził, że nie może go nazwać największym przyjacielem Polski, bo największym przyjacielem Polski jest Bóg. A potem dodał, że są tylko dwa zawody godne człowieka: poety i kawalerzysty. Tym zupełnie rozbroił Chestertona, bo odezwał się niemal jak bohater jego powieści. Polacy byli oczarowani Chestertonem (powszechnie lubianym nawet przez tych, którzy się z nim nie zgadzali), a on był oczarowany Polską. W księdze pamiątkowej polskiego Pen Clubu wpisał pamiętne słowa: „Gdyby Polska nie została przywrócona do życia, wraz z nią umarłyby wszystkie chrześcijańskie narody”. Słowa te nabierają nowego wymiaru w dzisiejszych czasach. Tym bardziej, że drugim krajem kochanym i idealizowanym przez Chestertona była Irlandia. Po wyniku referendum z 25 maja widzimy, że śmierć „chrześcijańskich narodów” staje się coraz bliższa. Pytanie, czy Polsce uda się tego losu uniknąć.
Z czego wynika popularność Chestertona? Na czym polega fenomen jego twórczości?
To bardzo trudne pytanie. Po pierwsze Chesterton nie jest bardzo popularny, ani w Polsce, ani nawet w Wielkiej Brytanii czy USA. Ma grono swoich wielbicieli, ale – może poza księdzem Brownem i Człowiekiem, który był czwartkiem – nie jest znany szerokim rzeszom czytelników. Może wynika to z faktu, że jest bardzo wymagający – przede wszystkim wymaga od swoich czytelników myślenia oraz wyobraźni. Można też powiedzieć. że pobudza myślenie i wyobraźnię. Bo tylko za ich pośrednictwem możemy poznać prawdę. A prawda to jest to, co interesuje Chestertona najbardziej i chyba nic poza prawdą go nie interesuje. I to jest według mnie fenomen jego twórczości: nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mówi nam prawdę. I obraca w perzynę wszystkie przesądy, złudzenia i oszustwa, które nas od niej oddzielają. Dlatego jest tak wiele nawróceń za sprawą Chestertona; najbardziej znanym przypadkiem jest chyba C. S. Lewis, którego do chrześcijaństwa przekonał Wiekuisty człowiek.
Chesterton może zostać ogłoszony błogosławionym Kościoła katolickiego. To pomoże czy zaszkodzi popularności jego książek?
Na razie proces jeszcze się nie rozpoczął, choć dobiega końca sprawdzanie, czy w ogóle byłoby to możliwe. Niektórzy, jak Dale Alquist, mają nadzieję, że dzięki beatyfikacji Chesterton stałby się lepiej znany wśród katolików, co byłoby niewątpliwie bardzo dobrą rzeczą (do czytania Chestertona w Roku Wiary zachęcał przewodniczący Papieskiej Rady ds. Nowej Ewangelizacji, abp Rino Fisichella, a papież Franciszek należał w Buenos Aires do argentyńskiego oddziału Towarzystwa Chestertonowskiego). Inni, jak ks. Ian Boyd, uważają, że straciłby on przez to na uniwersalności. Jeśli proces się rozpocznie, na pewno nastąpią próby zdyskredytowania Chestertona w oczach współczesnych – usłyszymy, że to antysemita, męski szowinista, przeciwnik postępu. Ilu będzie takich, którzy postanowią przekonać się z lektury książek i esejów Chestertona, jak było naprawdę? Trudno powiedzieć. W każdym razie proces szybko się nie zakończy, bo będzie wymagał przeczytania wszystkiego, co Chesterton napisał – a to zadanie tytaniczne, może nawet niewykonalne, bo chyba jeszcze nikomu nie udało się zgromadzić wszystkich pism tego niezwykle płodnego dziennikarza, poety i pisarza. Tak czy inaczej, Chesterton byłby doskonałym świętym na dzisiejsze czasy: broniącym zdrowego rozsądku w epoce kierującej się emocjami, prawdy w zalewie fake-newsów, godności zwykłego człowieka w świecie bezdusznych korporacji oraz wolności w czasach dobrowolnego zniewolenia. W końcu nie bez przyczyny zaraz po jego śmierci papież Pius XI nazwał go obrońcą wiary.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
CZYTAJ RÓWNIEŻ: https://wpolityce.pl/polityka/373325-nieprzyjaciele-polski-sa-prawie-zawsze-nieprzyjaciolmi-wielkodusznosci-i-mestwa-tako-rzecze-chesterton
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/400378-wywiad-dla-chestertona-polska-byla-spelnieniem-marzenia