Widzę coraz więcej srebrnego koloru na swojej głowie i twarzy. Przez ciągłe zatopienie w popkulturę dziecięcą ( synek) i młodzieżową ( chrześniak) lamusem się nie czuję. A jednak i mnie coraz częściej uderza poczucie oderwania od głównego nurtu myśli wchodzących w życie młodych ludzi.
Nie chodzi o żaden konflikt pokoleń. Orientuję się w ich muzyce, filmach i serialach dosyć dobrze. Dobrze się czuję słuchając rozmów kumatych nastolatków. Nie tylko tych interesujących się historią, literaturą, ale wkręconych w takie gałęzie popkultury jak kino, komiks czy muzyka. Niemniej jednak właśnie podczas tych rozmów zrozumiałem, że pochodzę z zupełnie innej epoki. Obcej im. Traktowanej przez nich jak coś egzotycznego, ekstrawanckiego, osobliwego.
Podczas rozmowy z nastolatkiem (doskonale znającym dzisiejszą popkulturę), powiedziałem mu, że coś jest obciachowe jak David Hasselhof w „Knight Riderze”. On zdumiony patrzy na mnie i pyta „a kim jest David Hasselhof?”. Jednocześnie ten sam nastolatek mówi mi, że idzie na koncert Krzysztofa Krawczyka, który jest dziś „na totalnym propsie”. Czy zna jego dawną twórczość? Tak. Z YouTube’a. Jest dla nich odległa jak zabawne pląsy amerykańskich boysbandów lat 50-tych albo polskie dancingi lat 70-tych widziane w hardcorowych „Córkach dancingu” Smoczyńskiej. Ten nastolatek kocha dzisiejszą popkulturową modę na retro lat 90-tych. Seriale jak „Stranger things”, nowe „To” czy ciuchy rodem z najntisów są oczywiście sposobem na wyciągnięcie kasy z portfeli dzisiejszych 35-45 latków wychowanych w tym specyficznym okresie. Jesteśmy targetem. Oni również, ale z zupełnie innymi emocjami. Dla niech walkman, kaseta VHS, wywoływanie zdjęć i brak internetu to absurdalny odjazd. Coś wyjęte z kina s-fi. Dla nas to wspomnienia dzieciństwa.
Ten nastolatek ma 16 wiosen. Za dwa lata uzyska prawa wyborcze. Dla niego nie tylko komunizm czy spory lat 90-tych są odległą historią, taką samą jak wybuch II wojny światowej, czy lądowanie na księżycu. Dla jego pokolenia zamachy 9/11 są daleką historią! Miały miejsce przed jego narodzeniem. To pokolenie wychowane w erze ciągłego zagrożenia terroryzmem. Pokolenie wyrosłe ze smartfonem w ręku. Uważające Facebooka za przeżytek dla zgredów. Pokolenie wychowane w dobie wszechobecnej poprawności politycznej. Gdy umierał Jan Paweł II miał mój chrześniak 3 latka. Gdy zdarzyła się katastrofa smoleńska miał ich 8. Tyle ile ma mój syn teraz.
Postawmy sobie teraz pytanie, ile znaczą dla tych młodych wyborców wszystkie spory naznaczające naszą politykę. Lustracja, „wojna na górze” ludzi Solidarności, Smoleńsk, WSI- to wszystko odejdzie na drugi plan szybciej niż się spodziewamy. Nie oceniam czy będzie to miało dobre skutki. Podejrzewam, że w ich świecie coraz większą rolę będą odgrywali populiści z prawej i lewej strony ( patrz: Italia), mediokracja zdegeneruje się na tyle, że oczekiwać będą masy rządów twardej ręki i oddadzą wolność za bezpieczeństwo.
Nie możemy jednak zamykać oczu na pędzącą rzeczywistość. Szczególnie, że zatopieni w jałową wojnę partyjną, tracimy świat z oczu. Tracimy to, co jest w geopolityce najważniejsze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/397576-za-chwile-glosowac-bedzie-pokolenie-urodzone-juz-po-911-niepamietajace-smierci-jpii-co-dla-nich-znacza-nasze-spory
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.