Poprzednie odcinki „La la Poland” czasem jakoś nazywałem. Był odcinek melancholijny, był najbardziej depresyjny (dla porządku – to akurat wymyślili oni sami). Poprzedni odcinek był najbardziej polityczny, bo mocno eksploatował wątek wyborów. Jak nazwać odcinek szósty?
Może „odcinkiem obrzydliwości”, skoro Pan Karol okazał się producentem obiadów z kotów, a na radzie pedagogicznej zapadła decyzja o walce z uczniami przy pomocy wszy wyhodowanych na głowie wuefmena pana Mietka. Nie podejrzewałem ich o nagromadzenie czegoś takiego – jeszcze Olga Sarzyńska opiewająca w finałowej piosence kożuch na mleku. Ale gorzej, że po znakomitym odcinku piątym miałem wrażenie pewnej wtórności – jakby niektóre skecze pozszywano z wcześniej znanych oczywistości. To się w takiej seryjnej produkcji musi zdarzyć.
Dla porządku: wejście było bombowe. Opowieść o urzędniku (Paweł Koślik), jego interesancie (Maciej Makowski), naczelniku (Wojciech Solarz) i sprzątaczce (Olga Sarzyńska) skrzyła się kolejnymi zwrotami akcji i klimatem społeczno-politycznej aktualności – z morałem zabawnym, a nie nachalnym. Gdybyż całość zechciała być taka. Choć niektórzy moi znajomi byli zachwyceni. Ja też się kilka razy śmiałem. Brakło mi stacji kosmicznej (to mój ulubiony cykl), trudno. Nie można mieć wszystkiego. Na dokładkę część skeczy znałem z Kabaretu na Koniec Świata – z zabawnym talk show Karola Szoskotleta (czyli Strasburgera) Partneriado-Rodziniada.
Dwie uwagi na boku. Nawet te kawałki, gdzie mniej przekonują mnie teksty, uderzają wirtuozerią aktorskiego rzemiosła. Ten odcinek należał do Wojciecha Solarza. Nękanie przez niego nieasertywnej pani Irenki (Izabella Dąbrowska) nie było może szczególnie wyrafinowane, ale jak zagrane. – Prooooszę – brodatego Solarza powinno przejść do historii, aktor bawił się własną twarzą jak mało kto dziś potrafi. Ze skeczu o kolejnej wizycie Marka Chempiaka u przyszłych teściów trzeba wyłowić Michalinę Sosnę jako córkę i narzeczoną. Powtórzę, w takich chwilach, gdy obserwuję ich twarze i słucham ich głosów, widzę nie tylko kabaret, ale długą tradycję polskiej komedii, farsy, groteski.
Pochwały dla Sebastiana Stankiewicza, Olgi Sarzyńskiej, Izabelli Dąbrowskiej czy Pawła Koślika stają się banałem. Powtórzę raz jeszcze wielkie chapeau bas dla Macieja Makowskiego. Nie ma tak wyrazistej fizjonomii jak Koślik. A w galerii swoich postaci, z księdzem katechetą Damazym i Szoskotletem na czele, jest niezrównany. Powtórzę: czekam aż ten team zawojuje ekrany krwistym filmem.
Druga uwaga, kabaret został po raz pierwszy zaatakowany z pozycji prawicowych. Stanisław Krajski nazwał go na portalu Prawy.pl „antypolskim”. Reżyser Wawrzyniec Kostrzewski spór nagłośnił. Może i niepotrzebnie, Prawy.pl nie jest szczególnie miarodajny dla nikogo. Ważniejsze ośrodki prawicowej opinii milczą. Nie zauważyły? To sztandarowa pozycja TVP Kurskiego, więc nie ma po co atakować? Jednak się podoba?
Zresztą nawet Krajski nie był bardzo agresywny komplementując na początku Kabaret na Koniec Świata. Jego uwaga o pewnej socjologicznej jednostronności pokazywanego w La la Poland świata (więcej śmiania się ze zwykłych Polaków niż z lemingów) jest do obrony od momentu, kiedy twórcy opisali się sami jako portreciści Polski w skali 1:1. Możliwe zresztą, że nikt nie wychodzi z tej historii mocno poszkodowany. Kostrzewski dostanie wsparcie publiki liberalnej i inteligenckiej. Choć zdaje się, że naprawdę napaść tę przeżył.
Może i dlatego, że obrzydliwe jest nazywanie programu „antypolskim”, nadużywane na prawicy. Więc Gogol jest autorem „antyrosyjskim”? Bo kpi sobie z Rosjan? Absurd. Mnie nie wszystko tu śmieszy jednakowo, choć doceniam przede wszystkim ładunek humoru zabarwionego nijak, absurdalnego, co Krajskiego zdaje się nie interesuje wcale. Ale tak czy inaczej rozmawianie tym językiem prowadzi donikąd. I przykład: jeśli sobie dworują z „polskiego programu kosmicznego” (niestety nie w tym odcinku), to nie dlatego, że nie lubią silnej Polski, a dlatego, że przeczuwają czym to się może skończyć. Czym? Tym, że „kombizenony” będą za małe, a pierścień Saturna ochroniarz przeznaczy na felgę do roweru. Kupuję takie lekcje o Polakach . I nie uważam się za antypatriotę.
„Recenzja” Krajskiego ukazała się przed najmniej politycznym, szóstym odcinkiem. Ale też w tygodniu, kiedy TVP pokazuje dodatkowo w niedzielę po 20 odcinek złożony z najlepszych numerów, swoiste „the Best of”. Dlaczego? Bo ludzie lubią wykreowany przez nich świat, bo powtarzają powiedzonka, bo tęsknią do ulubionych skeczy. W powietrzu krążą wieści o kontynuacji cyklu. Jeśli by tak było, trzeba by TVP tego akurat pogratulować jak mało czego.
Na koniec osobista uwaga: więcej Krzysztofa Szczepaniaka. Jest spoza paczki z Kabaretu na Koniec Świata, ale każde jego pojawienie się, to mała aria.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/396954-odcinek-obrzydliwosci-szostka-la-la-poland-zalezala-mniej-od-tekstow-bardziej-od-aktorow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.