Nie żartuję. Można sobie ustalić już nie tylko, jaką płeć wybieramy. Nie tylko ona jest kwestią wyboru, którego pod groźbą dostania w głowę tęczową pałką poprawności politycznej kwestionować nie wolno. Również rasa nie jest już czymś stałym. Murzyn? Azjata? Biały? To tylko szufladki i przykład „zacofania” naszej cywilizacji, w której wbrew kolorowi skóry człowieka, przypisuje go do konkretnej rasy.
A przecież pewien czarnoskóry profesor od gender powiedział, że w środku czuje się białą kobietą. Lesbijką na dodatek. Kto mu zabroni? Wiadomo, że ktoś zabroni krytykować jego odczucia. Tego robić nie wolno. To transofobia. No, chyba, że wejdzie do tego kwestia rasowa. Wtedy spór jest bardziej skomplikowany.
No więc mamy Rachel Dolezal. Przez lata działała jako aktywistka antyrasistowska. Była szefową NAACP (National Association for the Advancement of Colored People) w Spokane w stanie Waszyngton. Utrzymywała, że jest Afroamerykanką. Jej obrazy wychwalał Washington Post ( „wschodząca czarnoskóra artystka”) . Była gwiazdą, walczącą z rasizmem. Wykładała też afrykanistykę. Prawdziwa ikona walki z dyskryminacją! Problem w tym, że… nie była czarna. Jej biali rodzice pokazali w telewizji zdjęcie córki, dowodzące, że od dziecka była wychowywana jako biała kobieta. Miała czarnoskóre i adoptowane rodzeństwo. Potem urodziła dwójkę czarnoskórych dzieci ze związku z Murzynem. Dlaczego jednak podawała się za czarną?
O tym mówi znakomity dokument „The Rachel Divide”, który nie skupia się na upadku działaczki ( mówił o nim cały świat), ale jej życiu po obnażeniu kłamstwa. Kłamstwa? Ona sama wciąż twierdzi, że nie kłamała. Dolezal przekonuje, iż nie jest istotne, że ma biały kolor skóry. Ważne, że czuje się Afroamerykanką. To wystarczy, by uznać ją za Murzynkę. Nie podzielają tego Afroamerykanie. Ich zdaniem na bycie czarnym w USA trzeba zasłużyć. Jak? Cierpiąc prześladowania od dzieciństwa. Będąc dyskryminowanym na każdym kroku. Dokument dotyka źródeł pokręconej osobowości kobiety, pokazując jaki wpływ na jej zachowania mieli skrajnie surowi rodzice i adoptowane rodzeństwo. Można doparzyć się w tym odwrotności działania Michaela Jacksona, który nie chcą przypominać ojca, przez całe życie wybielał skórę i operacjami plastycznymi masakrował murzyńskie rysy twarzy. Niemniej jednak w filmie na pierwszy plan rzuca się nie dramat wyraźnie niestabilnej emocjonalnie kobiety, ale cywilizacyjne szaleństwo.
Szaleństwo świata, w jakim się znaleźliśmy. To świat, gdzie zakwestionowano wszelkie normy. Nie tylko moralne i etyczne. Zakwestionowano również ład biologiczny. Nie ma już męża i żony. Jest rodzic A i rodzic B. Nie ma już kobiety i mężczyzny. Jest kilkanaście tożsamości płciowych. Nie ma już też rasy. Każdy jest tym, czym arbitralnie zdecyduje. Daje sobie prawo do stworzenia. Stawia się w miejscu Boga. To stary spór. Stary jak świat.
Za mocno? Histeryzuję? No, ale w dokumencie Netflixa nikt nie pyta o kwestie dowolnego zmieniania sobie rasy. Spór jest o to czy biały przedstawiciel „prześladowców” ma prawo stawiać się w miejscu „uciskanych”. Na tej płaszczyźnie już rozmawiamy. Przed ostatecznym szaleństwem broni nas już tylko spór klasowy? Fundamentalne pytania o podział na mężczyznę i kobietę, białego i czarnego tracą rację bytu. Zgroza.
„The Rachel Divide” dostępny na Netflix.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/393118-znana-dzialaczka-antyrasistowska-oszukiwala-ze-jest-murzynka-dlaczego-to-trans-rasa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.