Robert De Niro jest znany z otwartej nienawiści do prezydenta Donalda Trumpa. Już podczas kampanii wyborczej mówił, że gwiazdom Hollywood, które popierają Trumpa nie poda ręki. Nagrał wówczas filmik, w którym określał Trumpa najgorszymi inwektywami.
Jest porażająco głupi. Jest gnojkiem, psem, świnią, jest oszustem. Jest zakutym łbem, który nie ma pojęcia, o czym mówi. Nie odrabia swojej pracy domowej, na niczym mu nie zależy, myśli, że ogrywa społeczeństwo, bo nie płaci podatków; jest idiotą. (…) Wkurza mnie to, że ten kraj dotarł do punktu, w którym ten głupek, ten clown, znalazł się w miejscu, w którym jest obecnie . (…)On mówi, że chciałby uderzyć kogoś w twarz. Ja jego chciałbym uderzyć w twarz!
mówił jeden z najwybitniejszych aktorów XX wieku.
Wydawać się mogło, że po objęciu przez Trumpa najważniejszej, najbardziej poważanej funkcji państwowej w USA, krytyka ze strony takich postaci jak De Niro zostanie choćby delikatnie stępiona. Nic z tych rzeczy. Donald Trump jest rzeczywiście atakowany nieporównywalnie mocniej niż jakikolwiek Republikański prezydent USA. Nawet powszechnie wyśmiewany przez liberalne media George W. Bush nie spotkał się z tak wielkim hejtem i glanowaniem przez lewicę i liberałów. Oczywiście Trump swoimi agresywnymi tweetami i szokującymi wypowiedziami prowokuje radykalne reakcje. Nie pomaga też fakt, że jest to były celebryta i przyjaciel całej hollywoodzkiej śmietanki, który zbudował kampanię w kontrze do najważniejszych wartości liberalnego establishmentu.
Niemniej jednak w USA przekroczona została istotna granica. Jawna nienawiść do Prezydenta USA wygłaszana bez względu na ugruntowany za oceanem szacunek dla tego urzędu nie płynie ze strony histerycznych demonstrantów ulicznych. Pojawia się w wypowiedziach autorytetów. Nie byle jakich, ale legend kina. Nie jednosezonowych gwiazdeczek, ale artystów o ugruntowanej pozycji. Wybitnych, podziwianych na każdej szerokości geograficznej. Ikon kina.
Przypomina to sytuację polską, gdzie najwięksi reżyserzy czy aktorzy ostro uderzają w nielubiane rządu prawicy. Jednak nawet oni nie posunęli się do radykalizmu Roberta de Niro, który właśnie określił Trumpa „szaleńcem i oprychem”. Dwukrotny zdobywca Oscara wygłosił ostrą tyradę podczas otwarcia kolejnej edycji swojego nowojorskiego festiwalu Tribeca Film Festiwal. Pochwalił prasę za walkę z Trumpem po czym dodał:
Ameryka jest rządzona przez szaleńca, który nie rozpoznałby prawdy nawet, gdyby znalazła się ona w pudełku jego ukochanych kurczaków z KFC. Kiedy coś mu się nie podoba, to mówi, że to antyamerykański „fake news”. Ale my wiemy jaka jest prawda. Wszyscy myślący ludzie to wiedzą. Wasza praca jest wystarczająco trudna bez ataków tego rządzącego nami oprycha. Prasa dokonała w ostatni roku rzeczy godnych podziwu. Dziś patrzymy na dziennikarzy jak na naszych zbawców. Tak kiedyś patrzyliśmy na politycznych liderów.
De Niro dodał, że Trump jest „zupełnym świrem”, którego zwycięstwo spowodowało u niego depresję jak „ 9/11”. Filmowiec kilka dni temu w Saturday Night Live wcielił się w byłego szefa FBI Roberta Muellera. Teraz podkreśla, że chciałby powtórzyć rolę w realu by Trumpa „aresztować i zamknąć w więzieniu. ”
Narzekacie na polskie gwiazdy walące młotem w ekipę Jarosława Kaczyńskiego? Cóż, będzie jeszcze gorzej. W końcu każdy chce być jak Bobby De Niro, nieprawdaż? Nawet w wersji, gdy wcielał się w największych oprychów kina…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/390923-myslicie-ze-polscy-artysci-sa-histerycznie-antyprawicowi-de-niro-trump-to-szaleniec-i-szumowina
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.