Doskonale znamy obraz komandosa GROM-u – mężczyzna w zielono-szarym uniformie, z kominiarką na twarzy, hełmem na głowie, z plecakiem pełnym oporządzenia oraz karabinem pod pachą. Komandosi GROM-u są strażnikami pokoju, chociaż aby ten pokój wprowadzić, często musieli brać udział w wojnach lub akcjach odbicia zakładników. Współcześni rycerze oddają swoje życie również za nas, abyśmy mogli żyć w wolnym świecie. Wypełniają misje powierzane im przez najlepszych strategów. A czy Jezus Chrystus również był komandosem? Pod wieloma względami – tak!
John McDougall, jeden z kapelanów US Army Rangers – elitarnej jednostki amerykańskiej armii, twierdzi, że w posłannictwie Jezusa Chrystusa można znaleźć wiele odniesień do misji żołnierza jednostki powietrzno-desantowej. Nasz świat to swego rodzaju terytorium okupowane przez wroga, czyli szatana i armię jego złych duchów, z którymi Chrystus walczy o wolność ludzi. Nas także wzywa do wzięcia udziału w tej wielkiej akcji dywersyjnej.
To również Jezus Chrystus, niczym najlepszy żołnierz zrzucony ze spadochronem z pokładu samolotu transportowego, został posłany przez Boga z nieba (sic!), aby tutaj, na ziemi, walczyć o wyzwolenie rodzaju ludzkiego z jarzma grzechu i jego skutków. Zresztą, jak każdy wytrawny specjals Jezus przeszedł „selekcję”, będąc kuszony przez diabła przez czterdzieści dni na pustyni. Doskonale poradził sobie z tą wielką próbą i jako Wybrany stanął do walki z wrogiem naszych dusz.
Warto zaznaczyć, że spojrzenie na Jezusa jako żołnierza nie jest wcale współczesnym pomysłem. Tak pojmowano Chrystusa w starożytnym chrześcijaństwie. Już w I wieku naszej ery życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa uważano za wielkie, militarne zwycięstwo nad potężnym wrogiem. Doktrynę tę określa się mianem Christus vincit, czyli „Chrystus zwycięża”.
My również jesteśmy wezwani do podjęcia z Jezusem Chrystusem walki przeciw szatanowi. Zachęca nas do tego święty Paweł, który w Drugim Liście do Tymoteusza napisał: „Weź udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Jezusa Chrystusa” (2 Tm 2,3). Ważne świadectwo daje nam właśnie Chrystus Waleczny, który nie kłaniał się wrogom, ale stawiał im czoło. To właśnie my, jako członkowie armii Chrystusa, naszego przywódcy, powinniśmy walczyć z największym wrogiem naszych dusz, aby nie przegrać wielkiej wojny. Wojny, której stawką jest nasze zbawienie, zbawienie naszych bliskich oraz zbawienie całego świata.
Zauważmy, że mamy pod ręką wielką broń w postaci sakramentów, przede wszystkim sakramentu pokuty i pojednania, oraz słowo Boże i łaskę Ducha Świętego. Co prawda często przegrywamy potyczki – tymi przegranymi są nasze grzechy – ale zawsze możemy się podnieść i wrócić do walki. Pamiętajmy, co mówi Apostoł Narodów: „moc w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9).
Pomyślmy jeszcze o wyglądzie komandosa – ubiera się on w zielono-szary uniform i zakłada kominiarkę na twarz, aby wzbudzić w przeciwniku strach. Wyobraźmy sobie spotkanie taliba mającego na sobie zwykły ubiór i turban oraz komandosa w pełnym oporządzeniu. Który z nich będzie się bał, a który poczuje się pewnie? Pamiętajmy, że takie spotkania miały miejsce choćby podczas misji GROM-u w Iraku. Przeciwnicy zapewne nieraz uciekali przestraszeni widokiem naszych specjalsów.
Podobnie rzecz się ma z Jezusem Chrystusem oraz złym duchem. To szatan jest przerażony, gdy widzi Jezusa w Jego potędze i majestacie. Świadczą o tym choćby opowieści z przeprowadzanych egzorcyzmów. Zupełnie inaczej spotkanie z Jezusem przeżywamy my – jest ono zwykle pełne pokoju i ufności w Jego miłosierdzie i opiekę nad nami. Tak jest na przykład podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Nie boimy się Chrystusa, mimo że wiemy, jaki jest On potężny. Sytuacja wydaje się podobna do tej, gdybyśmy zostali porwani przez przeciwników i skrępowani: uwolniliby nas wtedy ubrani na czarno antyterroryści. Myślę, że po tym, jak odbito by nas z rąk porywaczy, nie czulibyśmy strachu, ale przede wszystkim spokój i ulgę. Tutaj nasuwa mi się jeszcze jedna analogia… Trwanie w grzechu można przyrównać do niewoli, z której Chrystus uwalnia nas w sakramencie pokuty. Co wtedy czujemy?
Jezus Chrystus – idealny przykład męskości
W poprzednim rozdziale starałem się udowodnić, że możemy uważać Chrystusa za Bożego komandosa, swoistego członka Bożego GROM-u, który zstąpił z nieba i walczył na ziemi o rząd dusz. Jak najlepszy żołnierz, oddał swoje życie za ludzi, ponosząc Mękę i Śmierć na krzyżu, ale zmartwychwstał trzeciego dnia i wygrał wielką bitwę z mocami Złego. Ktoś może jednak powiedzieć, że chociaż Jezus był człowiekiem, to przede wszystkim był Bogiem, który swoją mocą panował nad ciałem i pokusami. Fakt, może było mu łatwo, ale dał nam idealny przykład życia – potrafił zdenerwować się na przekupniów w świątyni, nawet na Piotra (nazwał go szatanem), lecz potrafił też zapłakać nad grobem Łazarza, swojego przyjaciela. Chrystus był twardzielem, ale i osobą wrażliwą.
A jaki jest obraz Jezusa Chrystusa, który wyrył się w naszym umyśle? Przez wiele lat wpajano nam, że Jezus jest długowłosym, łagodnym hippisem, któremu dalekie są przemoc i ciężka praca. Zapomnieliśmy o tym, że Jezus był twardym mężczyzną – jako stolarz musiał być silny, przenosił przecież stoły, obrabiał drewno. Był też twardy jako góral – pochodził z Galilei, górskiej krainy, w której panowały trudne warunki życia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/389713-czy-jezus-chrystus-nalezal-do-grom-u-fragment-ksiazki-mysli-bozego-komandosa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.