Nie jestem prawnikiem, nie wiem więc, czy operacja fundacji Czartoryskich (przelanie pieniędzy, otrzymanych w zamian za oddaną polskiemu państwu kolekcję dzieł sztuki do Lichtensteinu) była prawnie dopuszczalna. Zakładam roboczo, że była. Ale taka konstatacja nie wyczerpuje zagadnienia. Bo ma ono jeszcze inne aspekty. W tym aspekt piarowski, a ten mnie śmieszy nieodparcie.
Mamy bowiem do czynienia z arystokracją, czyli środowiskiem, kreującym się na nosiciela jakiegoś rzekomo wyższego, genetycznego patriotyzmu. Samej substancji polskości niemalże.
Jeśli chce się być tak postrzeganym, no to noblesse jednak oblige. To pieniądze trzeba trzymać w kraju. Zwłaszcza pieniądze, otrzymane od polskiego rządu w ramach operacji, ogłoszonej patriotyczną do kwadratu. Wytransferowanie ich do raju podatkowego jest tak jakby sprzeczne z generowaną na użytek własny automitologią.
Mi ona zawsze była obca. Mnie kreowanie się tych dam i gentelmenów na coś specjalnego (i jeszcze na ofiary jakiejś szczególnej podobno martyrologii w okresie komunistycznym, podczas gdy o szczególnych prześladowaniach „bezetów”, czyli byłych ziemian można mówić wyłącznie w odniesieniu do lat 50, a potem już nie; wręcz odwrotnie - coraz większe możliwości kontaktów z Zachodem i otrzymywania wsparcia od często bardzo bogatych tamtejszych rodzin stwarzały wręcz stan ich uprzywilejowane wobec reszty ludności PRL) tylko śmieszyło. Ale byli tacy naiwni, do których ta propaganda trafiała.
No cóż, teraz jej twórcy zjedli swoje ciastko i już go nie mają.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/388472-noblesse-jednak-oblige-czyli-czartoryscy-zjedli-swoje-ciastko