Film Lynne Ramsay został okrzyknięty kobiecą odpowiedzią na „Taksówkarza”. W „Nigdy cię tu nie było” mamy postać pogruchotanego weterana wojennego, który czyści szumowiny z „ulic nędzy”. Tak jak Travis Bickle odbija z rąk szajki pedofilów nieletnią dziewczynę i próbuje wyjść z kołowrotka autodestrukcji. Na tym podobieństwa z arcydziełem Martina Scorsese się kończą.
Ramsey, autorka nieznośnego „Musimy porozmawiać o Kevinie” lubi szokować. Ma swój własny styl opowiadania. Bierze gatunkowe schematy i lepi z nich autorską opowieść. Bezkompromisową. Daleką od modnych narracji Hollywoodu. Krew leje się strumieniami, mózg jest wystrzeliwany w górę, a wyjmowanie kuli z dziąsła jest pokazane w zbliżeniu. Przypomina to „Historię przemocy” Davida Cronenberga, który jednak zatopił swoją opowieść w graficznej przemocy z konkretnego powodu. Zwartego w samym tytule. Ramsey balansuje natomiast na krawędzi efekciarstwa.
Joe ( Joaquin Phoenix) to totalnie zdewastowany psychicznie weteran wojenny. Pracuje jako cyngiel, który systematycznie próbuje skończyć też ze sobą. Ze strzępów wspomnień dowiadujemy się, że samobójcze myśli ma od dzieciństwa. Praca killera ten stan pogłębia. Nie może umrzeć, bo mieszka z dziwaczną mamuśką (Judith Roberts), którą jak przykładny syn się zajmuje. Gdy Joe zostaje wplątany w pedofilski spisek sięgający polityki dostanie szanse odkupienia win.
Phoenix tworzy rolę wybitną. Porusza, gdy mamrocząc pod nosem, ze łzami w oczach ucisza demony w swojej głowie. Brutalnie rozłupując młotkiem głowy pedofilów przeraża. Bawi imitując Normana Batesa pod drzwiami łazienki z marudzącą matką w środku. Phoenix słusznie zgarnął za wspaniały popis nagrodę na festiwalu w Cannes. To rzeczywiście rola porównywalna do De Niro w „Taksówkarzu”. Mam jednak problem z przesłaniem całego filmu Ramsey.
Film Scorsese to głębokie studium psychozy, ale też opowieść o religijnym wymiarze. Obrazowa przemoc służyła podkreśleniu piekła Sodomy i Gomory, na którą spadła karząca ręka. Ramsey nie ukrywa linków między filmami. W jednym ujęciu Joe patrzy symbolicznie w lusterko jak w wieloznacznym finale arcydzieła Scorsese Travis. „Nigdy cię tu nie było” jest wykastrowany z tej wieloznaczności. Brak mu szerokiego kontekstu duchowego i intelektualnego. Ramsey skupia się na dramacie w wymiarze jednostkowym. Indywidualnym.
Na tej płaszczyźnie jej krwawa opowieść się sprawdza. Ja jednak w takim kinie szukam większego uniwersalizmu i głębi, co pozwala zracjonalizować oglądany na ekranie horror. U Ramsey ich nie odnajduję, choć jednocześnie trudno mi oderwać było wzrok od Phoenixa.
4/6
„Nigdy cię tu nie było”, reż: Lynne Ramsay
Premiera 13 kwietnia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/387218-nigdy-cie-tu-nie-bylo-czysciciel-ulic-nedzy-wielka-rola-phoenixa-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.