Sukces Silvio Berlusconiego i Peppe Grillo w Italii jest oczywiście wyrazem frustracji Włochów oraz dowodem ich głębokiego sprzeciwu wobec dyktatu butnych i aroganckich eurokratów. „It goes without saying”- jak mówią Jankesi. Viktoria antyimigranckich, populistycznych, antyglobalistycznych sił jest wystawieniem środkowego palca europejskiemu establishmentowi.
Ja jednak dostrzegam jeszcze jedną przyczynę sukcesu akurat tych konkretnych polityków. To PoPpolityka. „Pop”- nie stoi w tym przypadku za populizmem. Choć akurat PoPpolitycy są zazwyczaj populistami. Ja używam tego określenia na opisanie polityków nowej ery. Mediokracji. Przeklętego systemu, który wszedł teraz w pełen rozkwit. To polityczna popkultura. Oczywiście zdarzali się w poprzednich dekadach gwiazdorzy, którzy zostawali politykami. Co ciekawe plasowali się głównie po stronie prawicy. Ronald Reagan i Arnold Schwarzenegger są tego najlepszym przykładem. Obaj po objęciu najwyższych stanowisk przeobrażali się w poważnych polityków. Korzystali ze swoich medialnych umiejętności, jednocześnie zdecydowanie oddzielając od siebie erę twórczości artystycznej i polityki. W ten schemat wpisuje się na naszym podwórku Paweł Kukiz i Piotr Liroy Marzec. Obaj pozostali klasycznymi ludowymi trybunami i starają się nie wykorzystywać scenicznego wizerunku do politycznej działalności.
To znamienny paradoks, że o ile artyści fukcjonujący w polityce dążą do transformacji własnego wizerunku, to PoPpolitycy robią wszystko by swój wizerunek jak najmocniej złączyć z popkulturą. Doskonałym tego przykładem jest Donald Trump, który mimo tego, że stał się najpotężniejszą osobą świata, pozostał rozkapryszonym, skrajnie egotycznym celebrytą. Ba, jego histeryczne twitterowe wpisy i chaotyczne, improwizowane przemówienia doskonale wpisują się w obrazkowy wymiar dzisiejszej popkultury.
Silvio Berlusconi jako ojciec chrzestny zjednoczonej prawicy w Italii wrócił w idealnym dla siebie czasie. W czasie trumpizmu. Systemu, który kwestionuje tradycyjny podział na prawicę i lewicę nawet w tak stabilnym kraju jak USA. Piszę ten przydługi wstęp by polecić państwu dwa niezwykłe filmy dokumentalne, które są w ofercie Netflixa. Oba dokumenty nie tylko pokazują dwie ważne postaci na scenie politycznej ( jedna działa na jej peryferiach, druga powstała jak Feniks z popiołów), które kreowały jej oblicze w ostatnich dekadach. Obie postacie zgodziły się na udział w popularnych filmach, które przecież uwypuklają ich skrajny cynizm i piętnują ich diaboliczne metody sprawowania władzy.
Dlaczego? Bo „nie ma czegoś takie jak zły pijar”. To jest istota PoPpolityki. Popularność za wszelką cenę. Gotowość na celebrację własnego cynizmu. Bawienie się wizerunkiem politycznego chuligana, wywracającego stolik. Czysta popkultura. Czysty postmodernizm.
„Znajdź mi Rogera Stone’a!”- krzyczy bohater filmu „Za wielcy by upaść” (2011) opowiadającym o początku ostatniego kryzysu finansowego w USA. Kogo? - zapyta polski widz. Przenikliwy i brawurowo zrealizowany dokument „Get me Roger Stone” odpowiada na to pytanie. Stone to jeden z demiurgów amerykańskiej polityki. Cyniczny manipulant, który nie ukrywa tego, że jest jak Joker wyjęty z komiksów o Batmanie. Kocha chaos i totalne zniszczenie. Film prześwietla ścieżkę kariery tego najmłodszego republikanina zamieszanego w aferę Watergate. Czy Stone ukrywa swój udział w aferę,która wymiotła z Białego Domu prezydenta USA? Wytatuował sobie wizerunek Nixona na plecach i powtarza: „Lepiej być niesławnym, niż być anonimowym”.
65 letni pijarowiec, strateg wyborczy i w końcu lobbysta działał w mniejszym lub większym stopniu przy wszystkich prawicowych prezydentach USA ( głównie przy Reaganie i Bushu seniorze) w ostatnich czterech dekadach. Od lat jest związany z Donaldem Trumpem, który mimo swojego gargantuicznego ego wychwala Stone’a w tym dokumencie. Stone działa dziś głównie jako ekscentryczny komentator i skandalista ( Twitter permanentnie zablokował mu konto). Wciąż kocha rozgłos na tyle mocno, że wziął udział w tym negatywnym dla siebie filmie. Znamienne.
Roger Stone mógłby spokojnie doradzać Silvio Berlusconiemu. Ten przyboczny Trumpa doskonale pasuje do wizerunku powracającego z wielkim przytupem na europejską scenę polityczną Włocha. Ba, powinni stworzyć tercet zakochanych we własnym bogactwie i swojej twarzy podstarzałych PoPpolityków, którzy ukradli prawicę.
81-letni upiór europejskiej polityki mimo wyroków (nie może pełnić funkcji publicznych do 2019 r.), problemów ze zdrowiem i licznych skandali obyczajowych pokazał, że jest niezniszczalną postacią rodem z sequeli kina grozy. Silvio plus eurosceptyczne siły rzucające rękawicę Brukseli? To horror dla eurokratycznego establishmentu! „My way” Alana Friedmana to mocny, obiektywny i szczery dokument, w którym Berlusconi opowiada o swojej karierze. Reżyser znakomicie kontruje wynurzenia egocentrycznego, zakochanego w sobie włoskiego magnata. Mimo sprzeciwu swojego rozmówcy nakreśla jego podejrzane związki z włoską mafią, naświetla szczery antykomunizm, przyjaźń z George’em W. Bushem i fatalną fascynację Władimirem Putinem. Warto zobaczyć spowiedź kontrowersyjnego polityka, który może sporo namieszać w polityce europejskiej. „My way” pokazuje mentalne pokrewieństwo Berlusconiego i Donalda Trumpa. Czy przełoży się to na geopolitykę?
Możliwe. Najpierw jednak wbiją kolejny gwóźdź do trumny, w której leży jeszcze nieświadomy śmierci liberalny demokrata. Nie tylko jednak on. Era (PPP) czyli mieszanki popkultury, polityki i populizmu będzie się pogłębiać. Dyktatura kultury obrazkowej, siły mediów społecznościowych i fake newsów narzuca taką ewolucję polityki. Aż do brutalnego przesilenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/385689-poppolityka-wchodzi-w-kolejna-faze-to-znamienne-ze-ma-dzis-twarz-populistyczno-prawicowa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.