Jezus przybity do penisa na filmiku znanego muzyka, aktorka imitująca na scenie teatralnej seks z figurą papieża, lewak śpiewający o uchodźcach w rytmie polskiego hymnu, żarty z aborcji w telewizyjnym burdelu, który płonie etc, itp. Ble, ble, ble.
Co chwilę w przestrzeni publicznej pojawiają się prowokacje. Wymierzone w wartości wyznawane przez większość społeczeństwa. Dlaczego w nich? Z matematycznych powodów. Po prostu istnieje większa szansa na osiągnięcie swojego celu. Jaki to cel? Reklama.
Tania na dodatek. A nawet darmowa. Wystarczy przyczepić do sztucznego penisa krzyż i podrzeć na scenie Pismo Święte, by być na ustach całego kraju. Zapewnia to darmowy dostęp do internetowych portali, telewizji, radia i gazet. Bez wynajmowania drogiej firmy pijarowej. Popularność w mediokracji jest warta więcej niż sztabki złota. Aby ją zbudować nie trzeba mieć już nawet talentu. Ba, obciachowość i głupota jest premiowana w programach rozrywkowych. Przykład pewnych „śpiewających” sióstr, które już mają swój autorski program w popularnej muzycznej stacji jest tego najświeższym dowodem.
Żyjemy w czasach, gdy nie tylko przeciętność jest celebrowana. Spadliśmy już tak nisko, że okadzamy beztalencia i skończonych idiotów (patrz: sukces programów jak Warsaw Shore), których jeszcze dekadę temu omijalibyśmy szerokim łukiem na potańcówce w remizie strażackiej. Dziś podnieśliśmy ich do rangi gwiazdy. Paskudny to egalitaryzm.
W takiej rzeczywistości o skandal jest coraz trudniej. Nagle celebryci i znani artyści, którzy pragną zdobyć łatwo kilka punktów popularności, muszą się ścigać z amatorami gotowymi powiedzieć przed kamerą cokolwiek. Z tymi, którzy nie mają żadnych hamulców.
Jak mawia mój kolega: lud kocha sławne miernoty, bowiem widzi w nich odbicie własnej twarzy. Widzi szansę dla siebie. Jak to się ma natomiast do celebrytów prowokatorów? Oni potrzebują poklasku by przetrwać. Potrzebują uwagi. Ciągłej i intensywnej. Im większa nienawiść do nich po prowokacji, tym bardziej się radują. Ba, oni wliczają sobie koszty prowokacji w zyski. Wiedzą, że nic tak nie rozsławia jak pozycja męczennika. Prowokatorzy pragną więc artykułów w prasie, przesłuchań na policji, sprawy sądowej i w końcu wyroku. Nic nie daje takiej sławy jak wyrok za obrazę uczuć religijnych czy dumy narodowej. To daje wsparcie całego świata.
Po co więc dajemy im paliwo robiąc darmową reklamę? Przecież oni prowokują po to, byśmy się oburzali. Mówienie o nich, karanie, robienie z nich męczenników- to zwykłe frajerstwo. Jesteśmy marionetkami w ich rękach. Prowokator to zawód. Dobrze płatny. Prowokator jak powietrza potrzebuje klientów. Są nimi wszyscy, którzy pomagają mu zyskać sławę. Chcemy eliminować tanich prowokatorów? Nie odpowiadajmy na ich prowokacje. Zamilczmy ich. To ich boli i frustruje. Tak, to jest właśnie tak proste.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/385363-zawod-prowokator-oni-nie-istnieja-bez-naszego-oburzenia-po-prostu-ich-nie-ma