Kuriozalne w tym filmie jest wszystko. Od scenariusza, przez aktorstwo Jareda Leto, aż po pokraczną reżyserię. Nominowany do Oscara za „Pole minowe” Duńczyk Martin Zandvliet zamiast pobawić się gatunkiem, nakręcił zupełnie niepotrzebną historię wojny dwóch klanów japońskiej mafii.
Lata 50-te XX wieku. Japonia podnosi się po przegranej wojnie. W więzieniu przebywa tajemniczy Amerykanin Nick Lowell ( Jared Leto), który dzięki uratowaniu życia członka Yakuzy trafia w objęcia japońskiej mafii. Swoją odwagą, determinacją i niezwykłą brutalnością pnie się po kolejnych jej szczeblach, wchodząc w końcu w sam środek wojny największych klanów.
Można by przemilczeć jakoś bzdurny pomysł umieszczania w Yakuzie białego Amerykanina (serio?!) kilka lat po zrzuceniu przez USA bomby atomowej na Japonię, gdyby film Zandvlieta sprawdzał się jako kino gatunkowe. Niestety zamiast igrania z legendarnymi filmami o Yakuzie Seijuna Suzuki, Takeshi Kitano czy Takeshi Miike duński reżyser serwuje nam pseudoartystyczną papkę. Wyrachowane ujęcia tradycyjnych w yakuzie tatuaży, tańczących japońskich prostytutek i posępnej miny Leto przypominają wręcz kino napuszonego Refna. Duńczycy już tak mają?
Chciałby Zandviliet być Kurosawą, który dotknął tematu yakuzy w genialnym „Pijanym aniele” ( 1948). Problemem nie leży w tym, że nie ma on talentu japońskiego arcymistrza, ale w scenariuszu, który postanowił zrealizować. „The Outsider” jest pełen dziur logicznych, bez błysku epatuje przemocą, która jest nieodłączna od japońskich filmów o mafii i na dodatek oparty został na nudnym bohaterze. Dlaczego Amerykanin trafił do więzienia? Dlaczego tkwi w nim takie zło i instynkt bezwzględnego mordercy? Co ma w sobie ( bladzina Leto w tym filmie jest pozbawiony minimum charyzmy) Nick, że wzbudza szacunek szefa klanu. No bo przecież nie chodzi o to, że uciął sobie tradycyjną metodą Yakuzy palce na oczach szefa? Czy może to całe wytłumaczenie? Twórcy nie rozwijają wątku zderzenia kultur białego człowieka i Japończyków. Nie interesuje ich rysowanie tła powojennej, zhańbionej Japonii.
Nie jest Nick „człowiekiem bez imienia” z westernów Sergio Leone, co mogłoby tłumaczyć brak przeszłości tej postaci i minimalistyczną grę Leto. Reżyser nie idzie jednak w stronę żonglerki popkulturowymi schematami rodem z Tarantino. On jest śmiertelnie poważny, co powoduje, że jego film jest po prostu marną kopią japońskich dzieł o Yakuzie.
„The Outsider” wygląda jak produkt zrobiony na zamówienie odbiorców Netflixa, którzy zażyczyli sobie historii osadzonej w Japonii. Wzięto więc bezmyślnie klocki z kina Kitano, zatrudniono gorącą gwiazdę Hollywood i podano danie klientowi. Problem w tym, że zatrudniono nieodpowiednich kucharzy i wyszedł zakalec. W tym wypadku sushi z przeterminowaną rybą.
1,5/6
„The Outsider” dostępny na Netlix
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/385284-the-outsider-infantylny-i-do-tego-bolesnie-nudny-film-o-yakuzie-recenzja