Nie raz już zwracałem uwagę, że horrory o egzorcyzmach są wyjątkową popkulturową promocją katolickiego duchowieństwa. Ksiądz w takich filmach zawsze jest herosem depczącym łeb najbardziej przerażającemu złu. To fascynujące, że liberalny Hollywood nawet w przypadku horrorowych opowieści o zderzeniu racjonalizmu z duchowością, staje w takim kinie po stronie tego drugiego. Podobnie jest w tym brytyjsko-rumuńskim filmie.
Historia „Krucyfiksu” idealnie nadaje się do zglanowania „zacofanego i zabobonnego” chrześcijaństwa. W 2005 roku na karę 14 lat więzienie ( skróconą przez sąd drugiej instancji) został skazany ojciec Daniel Coroegeanu. Wraz z czterema ( również skazanymi) zakonnicami przeprowadzał egzorcyzmy na siostrze Irinie Corici. Niestety zakonnica zmarła.Rumuński sąd uznał, że była chora umysłowo i nie otrzymała odpowiedniej terapii. Za kontrowersyjnym i krnąbrnym duchownym nie wstawiła się nawet Cerkiew. Doskonały temat dla jakiegoś ateistycznego twórcy, który miałby pole do popisu w potępieniu „średniowiecznych” praktyk wierzących.
Film Francuza Xaviera Gensa bierze jednak duchownego w obronę, pokazując, że zmarła zakonnica była rzeczywiście opętana. Jest to też opowieść o odzyskaniu wiary przez ateistkę, dziennikarkę Nicole Rawlins (Sophie Cookson), która przyjeżdża do Rumunii zrobić reportaż o śmierci zakonnicy.
Szkoda, że „Krucyfiks” nie został nakręcony jako psychologiczny dramat z elementami horroru. Zderzenie racjonalizmu reporterki z doświadczaniem realnego zła jest szalenie intrygującym tematem. Eksploatował go Scott Derrickson w świetnym „Egzorcyzmy Emily Rose” (2005). Derrickson mimo tego, że zanurzył film w hollywoodzkim sosie, zadał wiele ciekawych pytań teologicznych. Wszedł w debatę o wolności religijnej, laicyzacji czy zderzeniu rozumu z wiarę. Niestety twórcy „Krucyfiksu” poszli w stronę banalnych, oklepanych i wyświechtanych gatunkowych klisz. Scenariusz filmu napisali znani fanom horrorów bracia Hayes. W tym wypadku autorzy obu części „Obecności” sklecili scenariusz pod gusta mało wymagającej widowni.
Nie chodzi już o głupawą i infantylizującą tematykę egzorcyzmów końcową bitwę z demonem, od której nie była przecież wolna bardzo dobra „Obecność” Jamesa Wana. Scenariusz rozchodzi się w szwach nawet w drobiazgach. Jak to możliwe, że w małej, biednej wiosce rumuńskiej, gdzie wciąż jeżdżą furmanki, wszyscy mówią po angielsku? Zakonnice, duchowni ( dziennikarce pomaga wyglądający jak wypielęgnowany hipster ojciec Anton) i właściciel lokalnego baru mówią płynną, wystudiowaną angielszczyzną. Prości chłopi angielski kaleczą, ale wciąż dogadują się świetnie z Nicole. Ba, snują dysputy teologiczne! Zupełny nonsens. Niektóre sceny są wrzucane bez żadnego powodu. Autorzy sygnalizują nam wątki, których nie rozwijają ( demoniczne maski robione przez wieśniaków, podejrzany biskup), pędząc do efekciarskiego finału.
„Krucyfiks” ostatecznie ląduje więc do szufladki z serią średnio udanych straszaków, które po doszlifowaniu scenariusza mogłyby posłużyć za solidny i poważny horror. Szkoda zmarnowanego potencjału.
2,5/6
„Krucyfiks”, reż: Xavier Gens, dystr: Kino Świat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/383947-krucyfiks-mogl-byc-intrygujacym-horrorem-szkoda-zmarnowanego-potencjalu-dvd