Wygląda na to, że nowa produkcja TVN, zatytułowana „Pożar w burdelu”, z podtytułem „Fabryka patriotów” przyniesie stacji wielki sukces.
Po pierwsze – producentom i twórcom udało się zanurzyć w coś, w czym do tej pory zanurzały się wyłącznie pracownice domów publicznych oraz ich klientela. Bo przecież do wczoraj zaprószenie ognia w tak szacownej instytucji pozostawało zmartwieniem tych właśnie dwóch grup społecznych plus, ewentualnie (o ile mafia pozwoliła), kilku wyrwanych z łóżka strażaków. TVN otworzyła przed swoimi widzami drzwi do tego, do czego większość z nich nawet nie ośmielała się zerknąć. A przynajmniej tak im się wydawało.
Po drugie – powiodła się próba odwrócenia uwagi od prawdziwego „pożaru”, jaki codziennie ma miejsce w redakcji „Faktów”, gdy trzeba wyprodukować, często z niczego, kolejne gorące tematy, newsy, podlewając je odpowiednią dozą konfabulacyjnej benzyny, by całość „grzała” widzów jeszcze mocniej. Co najmniej do następnego wydania „Pożaru w…”, pardon, „Faktów” w TVN.
Po trzecie, dzięki podtytułowi „Fabryka patriotów” i jednoczesnym umieszczeniu na scenie ludzi, którym zdecydowanie bliżej do innych „…iotów” niż „patrio…”, udało się być może stacji z Wiertniczej przekonać część widowni do tego, iż określenia „nowoczesny patriotyzm” i „nowoczesny idiotyzm” oznaczają mniej więcej to samo. Na prawicowych portalach powtarzamy to od lat.
Po czwarte - nareszcie spełniły się sny kierownictwa stacji i samego dyrektora Miszczaka o rozrywce z prawdziwego zdarzenia, z którego kierownictwo i sam dyrektor będą mogli pośmiać się śmiechem szczerym, do rozpuku, zrywając przy tym boki, a może i nawet siedzenia z siedzisk.
Biorąc wszystko to pod uwagę, należy docenić, że na widowni zasiadły, a pewnie, choćby z poczucia obowiązku, także świetnie się bawiły, takie autorytety dziennikarskie, jak znana ze słyszenia słów, które nigdy nie padły, Katarzyna Kolenda-Zaleska, czy najsłynniejszy w Polsce tropiciel Osamy bin Ladena, Piotr Kraśko. Całość oglądana była dobrze, z uśmiechami na ustach, co musi nieść na nadzieję, że na jednym odcinku, mimo fali niezrozumiałej krytyki, jaka płynie na TVN ze wszystkich pozostałych mediów, rzecz się nie skończy. Czekamy na kolejne odsłony „Pożaru w burdelu” i niech złe, zawistne recenzje nie zgaszą tego ognia. Niech żyje TVN-owski humor, niech szyją wykonawcy i scenarzyści.
Od siebie, z nieskrywanym podziwem dodam, że jeśli uda się utrzymać poziom pierwszego odcinka, kto wie, czy ten ambitny show nie zastąpi w przyszłości nawet takich ikon telewizji z Wiertniczej, jak „Fakty” czy „Czarno na białym”. Bo mówi mniej więcej to samo, tylko dużo lepiej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/383548-wielki-sukces-pozaru-w-burdelu-tvn-czyli-z-czego-smieje-sie-dyrektor-miszczak