Czy artyści mogą mijać się z prawdą? Problem ten nie jest nowy i na terenie sztuki bardzo skomplikowany, gdyż wybitne dzieło sztuki to często przekaz wielkiej prawdy zbudowanej z małych kłamstw. Odnoszę wrażenie, że duża część współczesnej sztuki koncentruje się tylko na kłamstwach.
Wpisuje się to w pewien syndrom naszych czasów, który Antoni Libera, w jednym z wywiadów nazwał „życiem w epoce wielkiej gry pozorów”. Rzecz ciekawa. Zgodnie z nowelizacją ustawy o IPN w pracach artystycznych mogą pojawiać się całkowicie legalnie określenia „polskie obozy koncentracyjne”, chociaż użycie tej nazwy w publicznych wypowiedziach będzie penalizowane. Zatem czy artyście wolno więcej? Na to pytanie nie odpowiada się, bo artyści to byty, które pracują w „świętej przestrzeni sztuki”. A tego co „święte” się nie dotyka się, tylko czci.
Oczywiście trudno wymagać by artyści byli dokumentalistami, wiernie odtwarzali fakty ale czy na przykład artysta może w dziełach, które odnoszą się do historycznej rzeczywistości całkowicie ignorować prawdę historyczną?
W Teatrze Polskim w Poznaniu grana była sztuka „Malowany ptak” w oparciu o głośną książkę Jerzego Kosińskiego traktowaną jako opis przeżyć wojennych autora, choć w rzeczywistości całkowicie przeczącą faktom.
W Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu pokazywana była wystawa mówiąca o tragicznych wydarzeniach we wsi Zaleszany w roku 1946 i obciążająca winą za nie kpt. Romualda Rajsa „Burego”, choć sąd oczyścił go z zarzutów, wystawa zupełnie nie uwzględniająca kontekstów strasznych czasów jakim było wprowadzanie władzy ludowej. Te przykłady z innych polskich i nie polskich miast można mnożyć. Jak to możliwe, że będąc artystą można tak lekceważyć zasadę rzeczywistości?
Problem moralności artystycznej jako czegoś innego od moralności jako takiej, to problem stosunkowo młody, to traktowanie artystów jako bytów wyjątkowych. Proces sakralizacji sztuki zaczyna się w Romantyzmie wraz ze słabnięciem oddziaływania tradycyjnych starych religii. Artysta wówczas staje się kapłanem. Koniec tego procesu obserwujemy dzisiaj. Artysta to „święta krowa”, której nie wiadomo dlaczego w życiu publicznym wolno więcej. Ta „etyka” artystyczna, zapewnia mu wolność, prawo burzenia według kaprysu. Uwikłanie sztuki w lewicowe ideologie jest powszechnie znane. W sytuacji gdy sztuka dzisiejsza pozbyła się estetyki, musi karmić się już tylko polityką, ideologią. Artyści to przecież zwykli ludzie, ambitni, rządni rozgłosu i pieniędzy. Są do wynajęcia. I część się wynajmuje i sprzedaje talent na użytek polityki i socjotechniki.
Polityka, przynajmniej obecnie, z powodu atrofii ducha wolnej debaty i deficytu demokracji w Europie, to działalność poza dobrem i złem. Przy czym właśnie używanie kategorii wysoce moralnych w retoryce politycznej jest tego znakiem. Użycie na przykład Holocaustu jako pałki na Polskę, jedyny kraj w którym nie było Quislingów, jest dowodem z jak gigantycznymi kłamstwami mamy do czynienia. A język sztuki jest pozorem, zatem łatwo nim manipulować w epoce post-prawdy. A epoka post-prawdy to tyle, że prawdą jest to, co się ludziom da wmówić w celach politycznych i ekonomicznych.
Artystom nie wolno bezczelnie kłamać, nawet jeśli robią to w wielkim stylu. Problem etyki artystycznej, wyjątkowego statusu artysty wymaga rewizji. Artysta nie może być wolny od obowiązków wobec wspólnoty politycznej, narodowej, zwłaszcza gdy bierze pieniądze wraz ze stypendiami wypracowanymi przez tę wspólnotę. To dla artysty sytuacja wyjątkowo komfortowa, ale niekoniecznie już dla sztuki. Rzeczywistość opresyjnych a nie urojonych systemów, jak mówi nam o tym historia kultury, hartuję charakter twórcy. To opór materii wytwarza napięcie, które uskrzydla sztukę. Ale mowa o rzeczywistym oporze, gdy nie ma wolności a nie o pozorach, które pozwalają zaistnieć w świecie sztuki różnej maści bezczelnym fuszerom. Tym pozorem jest atakowanie demokracji jako tyranii, atakowanie i posługiwanie się w celu obrony bezczelnych kłamstw i siebie, prawami, które gwarantuje właśnie ta demokracja ukazywana jako tyrania. Część artystów robi politykę chroniąc się za fetyszem jakiegoś prawa do wyimaginowanej swobody. Nie ma oporów w używaniu kłamstwa na użytek sił, którym służy. Pamiętam w 1998 roku, przeprowadziłem duży wywiad z Pawłem Hertzem, wspaniałym polskim intelektualistą i patriotą pochodzenia żydowskiego, który powiedział „żadnych uprzywilejowań moralnych dla artystów”. Dlaczego? Bo to ich deprawuje jak każdego człowieka. Czym się bowiem różnią artyści od reszty ludzkości? Mają inne żołądki? kręgosłupy? mózgi? Nie zauważyłem. Maciej Mazurek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/383150-etyka-artystyczna