Giullermo Del Toro jest nie lada spryciarzem. Meksykański reżyser rzucił na kolana całe Hollywood, kręcąc bardzo klasyczne love story. Oparty na właśnie wydanej w Polsce książce Daniela Krausa „Kształt Wody” to nic innego jak „Piękna i Bestia” osadzona w początkowym okresie Zimnej Wojny. Niewinne dziewczę z czystym sercem i on- niezrozumiały potwór, będący projekcją wszystkich lęków ludzkości. Pamiętacie „Labirynt Fauna”? No to wiecie czego się spodziewać po nominowanym do 13 Oscarów filmie. Skąd taki sukces? Jest to po prostu zdumiewająca wizualnie baśń. Del Toro jest piekielnie zdolnym wizjonerem i potrafi opakować banalną historię w olśniewające szaty.
Rok 1962. Do tajnego Ośrodka Badań Kosmicznych gdzieś w Baltimore przywieziony zostaje „potwór z bagien”. Schwytany w wodach Amazoni jest poddawany eksperymentom przez sadystycznego agenta Stricklanda (Michael Shannon). Trwa Zimna Wojna, więc potwór ma zostać wykorzystany do walki z komunistami. Ci mają zresztą w ośrodku swojego agenta. Zanim wykona rozkaz Moskwy, na los potwora wpłynie duet sprzątaczek: gadatliwa i zabawna Zelda ( Olivia Spencer) oraz niema i skryta Elisa (Sally Hawkins). To właśnie ona nawiązuje więź z więzionym stworem. Widzi w nim swoje odbicie. Wyrzutka, którego wnętrza nikt nie chce dostrzec.
Del Toro stworzył wizualną perełkę. Industrialne wnętrza, klimat szpiegowskiego kina pomieszany z mrocznym noir i podlany kapitalną muzyką Alexandra Desplata- to wszystko ma magnetyczną moc. Widać u reżysera „Hellboya” radość z tworzenia kina. Meksykanin stosuje liczne odwołania do klasyki kina i popkultury. Doskonale prowadzi aktorów, wydobywając z niemej roli Hawkins, całą paletę emocji.
Jednocześnie jest do bólu poprawny politycznie. Odrzucony stwór symbolizuje wszystkich, których Amerykanie się boją. W tym wypadku przybyszów z Ameryki Południowej. Meksyku? Potwora o szlachetnym sercu ratuje „wykluczona” armia złożona z niepełnosprawnej, Murzynki, Żyda-komunisty (Michael Stuhlbarg) i cierpiącego z powodu samotności w homofobicznej Ameryce kryptogeja ( wspaniała rola Richarda Jenkinsa!). Kto natomiast jest ucieleśnieniem całego zła? Cytujący Stary Testament agent imperializmu w wykonaniu doskonałego Shannona. Dziwne, że nie zagrał tej postaci aktor bardziej podobny do Donalda Trumpa.
Znakomite aktorstwo i plastyczna wyobraźnia Del Toro pozwalają na ten wyświechtany schemat przymknąć oko. Nie podzielam pompatycznych zachwytów nad jego filmem. Można jednak nią się cieszyć. Chłonąć ją i smakować. Ma też „Kształt Wody” polski wątek. Del Toro przyznał na Twitterze, że stwór był wzorowany na kreaturze z „Opętania” Andrzeja Żuławskiego! Nie pierwszy raz Del Toro odwołuje się do niepokornego kina Polaka. Wierzę, że nie ostatni.
4,5/6
„Kształt Wody”, reż: Giullermo Del Toro, dystr: Imperial Cinepix
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/381929-ksztalt-wody-piekna-i-bestia-w-swiecie-zimnej-wojny-recenzja