Jako, że w Teatrze Muzycznym ruszyła sprzedaż biletów na sezon jesień-zima warto wskazać na musical, który już wkrótce stać się może naszym teatralnym towarem eksportowym. I to towarem, który ma szanse odnieść sukces o wiele większy niż zapomniane nieco „Metro” w latach 90-tych.
Udało się ekipie Teatru Muzycznego w Gdyni dokonać bardzo trudnej sztuki, jaką jest nie tylko przygotowanie dobrego musicalu na podstawie dzieła literackiego (bardzo ciężkiego w aranżacji) ale też sprawienie, że nie tylko znakomicie się to ogląda (i co ważne - słucha!). Jednak chyba najbardziej imponujące jest to w jaki sposób udało się literacki pierwowzór przetransponować na język teatru - od dawna nie byłem na musicalu który tak znakomicie zlewał fabułę z formą muzyczną - i robił to po mistrzowsku! Początkowo literalne trzymanie się pierwowzoru może zaskakiwać i niepokoić - niepotrzebnie. Cały zabieg jest bardzo istotny, bowiem spektakl korzystając z dorobku opowiadań zamyka fabułę w sposób niezwykle spójny.
A przyznam, że miałem obawy. Ta sama ekipa robiła między innymi Lalkę i choć tam dobrze zagrała scenografia, kostiumy i aktorzy brakowało sprawy kluczowej dla musicalu - solidnych, wpadających w ucho melodii. W Wiedźminie jest inaczej - od wczoraj nucę w głowie bajkę o kocie i lisie czy doskonałą arię Yennefer ze Święta Miłości (swoją drogą - Yennefer jest zagrana znakomicie - równie antypatyczna i nieprzyjemna jak w książkowym pierwowzorze - brawa dla aktorki). Właśnie, role. Byliśmy na przedstawieniu podczas którego rolę Geralta zagrał Krzysztof Kowalski i przyznam, że aktor nie tyle doskonale odegrał Wiedźmina co realnie stał się nim na scenie (czy Netflix to słyszy?). A rola była niezwykle trudna nie tylko ze względu na materiał literacki ale też trudne sekwencje walk (będące w istocie skomplikowanymi scenami tanecznymi) czy samodzielne partie, kiedy to Wiedźmin pozostawał sam na sam ze śpiewem i widzem (wspomniana już bajka o kocie i lisie). Brawo! P. Krzysztof powinien naprawdę otrzymać jakąś nagrodę za tak brawurową rolę. Warto też wspomnieć o roli Ciri, brawurowo odegranej przez dziecięcą aktorkę (dziewczynka śpiewa i to bezbłędnie - będzie to wielki talent!). Jeżeli zastanawialiście się kiedyś dlaczego dzieci-aktorzy w naszych filmach i serialach są tak słabi to macie odpowiedź - bo wybitni dziecięcy wykonawcy poukrywani są po teatrach. Warto też wspomnieć o Jaskrze, który obok Geralta w momencie pojawienia się na scenie kradnie cały spektakl.
Na koniec słowo o scenografii. Pomysł aby składała się ona zarówno z fizycznych elementów jak i komputerowych animacji jest wykonany perfekcyjnie. W jednej chwili jesteśmy w zapuszczonej stodole, w innej uczestniczymy w balu na dworze królowej Calanthe, utrzymanym w jaskrawej estetyce psycho-cyrku, w jeszcze kolejnej siedzimy w karczmie albo nad rzeką. Znakomicie. A już wisienką na torcie jest jedna z końcowych scen gdy realnie poza mgłą nie ma jakichkolwiek wizualizacji czy fizycznych elementów scenografii i znajdujemy się tylko my, Geralt i jego wspomnienia. Coś wspaniałego, brawo!
Iść, nie iść? Zdecydowanie iść! I koniecznie nabyć płytę z muzyką. I namówić znajomych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/381812-wiedzmin-musical-mocne-sceniczne-ciecie-recenzja