Biografia Sawinkowa ukazuje dylematy rosyjskiej inteligencji w przededniu rewolucji, ale i cień szansy na „inną Rosję”, inne ułożenie relacji między Moskwą a Warszawą.
Można by sądzić, że opublikowany po raz pierwszy przed piętnastu laty szkic biograficzny Andrzeja Stanisława Kowalczyka zdążył trafić do spisów lektur, a opisana w nim historia rosyjskiego rewolucjonisty nie jest całkiem nieznana. Kłam temu ufnemu przekonaniu zadał jednak nikt inny, jak „Gazeta Stołeczna”, która w ramach kampanii przeciw zmianom nazw ulic w Warszawie zdążyła zaatakować Borysa Sawinkowa (zastąpił on na Pradze „Dąbrowszczaków”), opatrując w dodatku artykuł zdjęciem samozwańczego jenerała Bułak-Bałachowicza, postaci z zupełnie innej bajki. Najwyraźniej więc bodaj z okazji nowego patrona ulicy warto było wydać esej o rosyjskim rewolucjoniście po raz wtóry.
Przecież nie tylko dlatego. Polski historyk literatury, którego „Sawinkow” był jedną z pierwszych publikacji książkowych, wykazał się nie lada intuicją: zawodowy rewolucjonista, współzałożyciel Partii Socjalistów-Rewolucjonistów (eserów) i przywódca jej Organizacji Bojowej, jest świetną figurą rosyjskiego radykalizmu przełomu XIX i XX wieku. Warto pamiętać, że to eserzy, a nie bolszewicy, będący wówczas jedną z mniejszych frakcji partii socjaldemokratycznej, stanowili siłę napędową rewolucji 1905 roku, ich też udziałem były najgłośniejsze zamachy, poprzedzające tamten zryw, a później nadające mu rytm. Józef Conrad, pisząc na początku XX wieku swoje powieści o rosyjskich rewolucjonistach, równie profetyczne (i zapomniane) co w dwa pokolenia później książki Vladimira Volkoffa, miał na myśli dokonania Borysa Wiktorowicza Sawinkowa i jego współtowarzyszy.
Opowieść o pierwszych trzech ćwiartkach życia rewolucjonisty jest więc opowieścią o radykalizacji rosyjskiej opinii publicznej. Nerwowo tasujemy wciąż i wciąż te same karty, rozważając, czy i jak można było uniknąć koszmaru rewolucji bolszewickiej. A gdyby Duma… Gdyby konstytucja… - pytamy, i Andrzej Stanisław Kowalczyk wraca do tych kwestii z szerokością gestu eseisty, który nie musi mnożyć przypisów i faszerować wywodu nużącymi danymi z zakresu historii gospodarczej- zestawia po prostu wspomnienia, relacje i impresje, ukazując zarazem rozdroże, na jakim stanął ruch rewolucyjny w Rosji, w której eserów – honorowych i patetycznych zwolenników „terroru indywidualnego” wyparli ze sceny cisi, chłodni, odwołujący się do heglowskich praw historii bolszewicy.
Rzadko kiedy ten kontrast widoczny jest tak wyraźnie, jak w przypadku Sawinkowa, który po zmierzchu buntu 1905 roku i ucieczce z celi śmierci w Odessie zamienił „machinę piekielną” na pióro, publikując w Paryżu powieści o posępnym życiu rewolucjonistów, któremu najbardziej pasowałaby młodopolska peleryna. Nawet, kiedy po rewolucji lutowej wrócił do Rosji, stając de facto na czele Ministerstwa Wojny, peleryna ta szeleściła u jego nóg, gdy pisał kolejne odezwy i zachęcał Kiereńskiego do stanowczości działania: nie miała szans w konfrontacji z leninowską kurtką.
Z grozy sytuacji zdał sobie sprawę jako jeden z pierwszych: już na przełomie 1917 i 1018 roku organizuje pierwsze konspiracje, desperacko i amatorsko snując nitki spisów od Moskwy po Powołże, bezradny wobec rozpadu struktur społecznych w Rosji, bezwzględności Czeki i obojętności niedawnych aliantów Rosji, przekazujących mu groszowe subwencje. Ta ostatnia ćwiartka życia Borysa Wiktorowicza jest najbardziej fascynująca: od chwili, kiedy szukając sojuszników trafił do Warszawy wiosną 1920 roku, mamy do czynienia nie tylko z szekspirowskim „wielkim kołem historii” (jak smacznie pisze Kowalczyk, w Belwederze spotkali się niedawni uczestnicy Wielkiej Wojny, z których niedawno jeden był internowanym brygadierem, drugi – komisarzem Rządu Tymczasowego i ministrem; dziś ten drugi był ministrem, ten pierwszy – Naczelnikiem Państwa), lecz przede wszystkim – pojawieniem się, bodaj przez chwilę, konturu Trzeciej Rosji.
Ta „Trzecia Rosja”, obecna bodaj tylko w odezwach Sawinkowa i jego współtowarzyszy z „Rosyjskiego Komitetu Politycznego”, obca watażkom w rodzaju Bułak-Bałachowicza i wysadzonym z siodła oficerom, którzy tworzyli kadry rosyjskich oddziałów ochotniczych walczących po polskiej stronie przeciw bolszewikom, odżegnywała się od granic 1772 roku, czekała na przyszłą Konstytuantę, życzliwie przyjmowała powstanie nie tylko niepodległej Polski, lecz również Ukrainy i Białorusi. Czy była czymś więcej niż efemerydą, wyrosłą za sprawą desperacji garstki Polaków i Rosjan? Politycznie przegrała: w kilka miesięcy po traktacie ryskim struktury polityczne Sawinkowa rozwiązano, on sam z większością współtowarzyszy wysiedlony został z Polski, w której granicach zostało ponad sto tysięcy emigrantów i stworzony przez nich na czas jednego pokolenia ubogi, gwarny, chaotyczny kosmos szybko upadających z braku funduszy teatrów, klubów i kwartalników, najbardziej bodaj autentyczny obszar dialogu polsko-rosyjskiego w XX wieku.
Borys Sawinkow miotał się jeszcze przez trzy lata. Jego powrót do Rosji Sowieckiej w lecie 1924 okazał się elementem gigantycznej, zmontowanej przez sowieckie służby prowokacji, jego samobójcza śmierć na Łubiance stoi pod znakiem zapytania. Fakt, że jego najpełniejsza i najwybitniejsza biografia wyszła spod ręki polskiego autora jest może dziedzictwem starań o „Trzecią Rosję” sprzed blisko wieku, może próbą spłaty zaciągniętego wówczas długu.
Andrzej Stanisław Kowalczyk, „Sawinkow”, Towarzystwo Więź, Warszawa, 2017
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/381061-peleryna-i-leninowska-kurtka
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.