Dwa tygodnie temu odwiedziłem Lublin . Po to aby obejrzeć najnowszą premierę tamtejszego Teatru Panopticum.
Przypomnę: to teatr młodzieżowy, prowadzony przy Domu Kultury Pod Akacją (piękna kamienica na Starówce) przez jednego człowieka Mieczysława Wojtasa. Co roku ogłasza on nowy nabór, a młodzież z lubelskich szkół pcha się do Panopticum drzwiami i oknami. Teatr ma bardzo wysoki poziom: ambitny repertuar i staranne, półprofesjonalne wykonanie. A ja z wolna staję się przyjacielem tego zespołu, odkąd ich zobaczyłem ponad rok temu – na małym przeglądzie teatralnym w Lubartowie.
Tym razem w sali szkoły muzycznej na ulicy Narutowicza wystawili po raz pierwszy przedstawienie „Buziaki”. Warto podkreślić: długo i starannie szukają kolejnych tytułów do premier. Przy obecnym kryzysie dramaturgii nie jest to łatwe.
Tym razem pomógł przypadek. Szwajcar Camille Rebetez wystawiał niedawno w Lublinie po francusku swoją sztukę „Strajk buziaków”. Zespołowa burza mózgów wskazała właśnie na nią. Mieczysław Wojtas prowadzi nieustanny dialog z własnym zespołem. Adaptował tekst dodając trochę własnych pomysłów – choćby piosenki.
Powiedziałem im po przedstawieniu, że to trochę krok do tyłu, ku ich pierwotnym, pokoleniowym tożsamościom. „Terapia”, według amerykańskiej humoreski i „Odlot”, adaptacja tekstów Iwana Wyrypajewa, były przedstawieniami o dorosłych i dla dorosłych. No może nie całkiem, narkomania utrwalona przez Wyrypajewa jest wyzwaniem dla ich pokolenia. Ale pokazane to było „z lotu ptaka”, nie z perspektywy siedemnastolatków. „Escape” to swoisty młodzieżowy kabaret. Ale temat rzeczywistości wirtualnej dominującej nad realną, też interesuje, a na pewno dotyczy wszystkich.
A tym razem pokazali opowieść o dzieciach buntujących się przeciw dorosłym. Dzieciach i nie dzieciach, bo dziewięciolatki mówią tu dorosłym metaforycznym tekstem. Całość jest zresztą metaforą. Ale tematem jest bez wątpienia konflikt pokoleń.
Mnie przesłanie wydało się niejasne, a chwilami infantylne (choć w wymowie niejednoznaczne). Ważne jednak, że nie było takie dla tłumne zgromadzonej na widowni młodzieży. To teatr dla nich, robiony przez nich. Ważny i ciekawy fenomen. Wart obejrzenia dla każdego, kto chce poznać młode pokolenie.
Warto podkreślić jak zwykle bardzo wysoki poziom wykonania. Prawie bez dekoracji, z niewielką liczbą rekwizytów, stwarzają własny świat. Chciałoby się powiedzieć wyczarowują go – przy wsparciu klimatycznej muzyki Piotra Tesarowicza.
Kilka osób w przedstawieniu się wybijało. Oskar Rybaczek był nie tylko chyba najbardziej świadomym swojej roli (brata Piórko), dojrzałym wykonawcą, ale i reżyserskim wsparciem dla Wojtasa. Podobali mi się też szczególnie: Jakub Wyszomirski (Wiórko), Łucja Paszkowska (Begonia), Agata Piątek (Mama). Grali tak jak powinni w takich przedstawieniach – nie nazbyt dosłownie, nie krzykliwie (co jest zmorą teatrów zawodowych), bardziej opowiadając niż wcielając się.
Zarazem te przedstawienia Panopticum zawsze mają wpisaną w swoją logikę zespołowość, poziom jest dość wyrównany. Wymienię więc i pozostałych: Rozalia Sawa, Michalina Puła, Maja Kalbarczyk, Mikołaj Janek, Marcin Lisowski. Dla mnie ta ich radość z grania, umiejętność cieszenia się teatrem, to osobne zjawisko.
Dopóki coś takiego dzieje się w Lublinie, teatr ma się dobrze. Mieczysław Wojtas przez ponad 20 lat prowadzenia swojego zmieniającego się zespołu, doczekał się niejednego wychowanka, aktora zawodowego, albo człowieka teatru. Ale może nawet ważniejsi są ci, którzy niosą w inne światy swą miłość do sztuki teatralnej.
Teraz będą z kolei grali Szekspira i to po angielsku…
Na zdjęciu: Łucja Paszkowska, Oskar Rybaczek, Jakub Wyszomirski, fot. Rafał Gawrylak
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/380979-powrot-do-teatru-panopticum-co-gryzie-mlodziez