Koniec. Uff. Koniec opartej na ukochanej przez miliony czytelników, dostępnej nawet na półkach dyskontów, grafomańskiej erotyce E. L. James. Ostatnia część sado-maso bombonierkowego (copyright Michał Oleszczyk) romansidła Kopciuszka o imieniu Anastasia (Dakota Johnson) i perwersyjnego księcia (Jamie Dornan) ma jeden walor. Kończy się prorodzinnie!
Małżeńska harmonia, dzieci, bajkowe życie ułożonej familii- okropny banał, ale w czasach kwestionowania istoty rodzinnych więzi jest to truizm potrzebny. Tylko co z tego, skoro trzeba do niego przebrnąć przez trzy grafomańskie, kuriozalnie zagrane, pokracznie wyreżyserowane i głupawe filmy. Nie potępiam ich z pozycji moralisty. Lubię libertyńskie „9 i pół tygodnia”, zaś „Oczy szeroko zamknięte” Stanleya Kubricka uważam za małe arcydziełko. Te filmy również eksploatowały ciemną stronę ludzkiej seksualności. W drapieżny i przewrotny sposób. Trylogia o Greyu to plastikowy produkt dla mas. Cukierkowo oswajający sadomasochizm, skrojony pod masowe wyobrażenia o życiu „bogaczy”. To taka „Dynastia” z pejczem i różowymi kajdankami. Wszystko jest tutaj bezpiecznie zamknięte w ramy poprawnego, popularnego kina. Pustego i lśniącego na zewnątrz.
Nawet jeżeli James mówi nam, że perwersyjność wall streetowego księcia bierze się z tragicznego dzieciństwa, osuwa się w sensacyjność fabuły, to i tak wybrzmiewa z jej opowieści prosta, pierwotna wręcz fascynacja ludu bogactwem finansowej trumpowskiej arystokracji. Jest to zresztą trylogia pasująca do ery Trumpa-ikony turbokapitalizmu i libertyna stającego się twarzą konserwatywnej kontrrewolucji.
Tym razem Christian Grey i Anastasia będą badać granice swojej seksualnych fantazji w małżeństwie. Czy może to być związek „wyzwolony”? Czy kajdanki z zabaw sado-maso i kajdanki małżeńskie mogą być porówywane do…dobra kończę analizę tego „dzieła”. Możliwe, że Polacy ( „Greye” to najchętniej oglądane filmy w polskich kinach po 1989 roku) wiedzą coś o tej serii, czego ja nie dostrzegam. Nie będę więc się nad tą pasją znęcać.
Szkoda mi tylko Jamesa Foleya, który z twórcy klimatycznych obrazów jak „W swoim kręgu” czy „Glengarry Glen Rose” przeistoczył się w hollywoodzkiego rzemieślnika do wynajęcia. Przejść od reżyserowania sztuk Davida Mameta do ekranizacji erotyki sprzedawanej w Biedronkach? Brrrr.
2/6
„Nowe oblicze Greya”, reż: James Foley, dystr: UIP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/380947-nowe-oblicze-greya-dynastia-w-rozowych-kajdankach-recenzja