To może jedyna korzyść z polsko-izraelskiej awantury. Chcąc dać odpór międzynarodowej kampanii, TVP w najlepszym czasie antenowym przypomniała serial „Sprawiedliwi”. Decyzję o jego produkcji podjął prezes Bronisław Wildstein. Pojawił się na ekranach w roku 2009. Nie było jeszcze „Pokłosia” ani „Idy”, za to temat relacji polsko-żydowskich podczas wojny leżał odłogiem.
Scenarzysta, znakomity dramaturg Wojciech Tomczyk, i reżyser Waldemar Krzystek dostali zamówienie na upamiętnienie tych Polaków, którzy Żydom pomagali. Krzystek jako jeden z niewielu polskich reżyserów nie boi się patosu (obecnego często w kinie amerykańskim, także w ambitnych produkcjach), ale potrafi nierozerwalnie spleść go z prawdą o zwykłych ludziach. W serialu pojawiają się donosiciele, szantażyści, ludzie małego ducha, lecz są tłem dla dobra. Czy można było złożyć inną historię? Zapewne, i przecież w innych filmach korzystano z takiej możliwości. Czasem blisko karykatury, ale czasem poprzez historie niebanalne, że przypomnę „Joannę” Feliksa Falka.
Może przyjmując, że ten serial to trochę panorama, należało dodać coś jeszcze. Pokazać antysemitów ideologicznych i zróżnicowanie ich postaw podczas wojny. Może jeszcze mocniej uwypuklić dylematy związane z niebezpieczeństwem, jakie wisiało nad tymi, co pomagali (choć one są obecne, choćby w rozterkach głównego bohatera, Stefana). A zarazem: chcecie bolesnej prawdy, to ją macie. Kiedy ojciec Stefana grany przez Cezarego Morawskiego zostaje pod groźbą śmierci zmuszony do udziału w zbrodni, przypomina się nam o pytaniu: czy można łatwo rozliczać ludzi działających pod presją ostatecznych zagrożeń? A to też część prawdy o polskiej „bierności” czy nawet przypadkach współdziałania z machiną zbrodni.
Prostota serialu miejscami bywa jego słabością, ale generalnie jest jego siłą. Jest to dobrze zagrane, a para głównych bohaterów kreowana przez wspaniałą Martę Chodorowską (zabawna córka Wójta z „Rancza”, tu promienna Basia) i prawdziwego do bólu, wcale nie spiżowego Wojciecha Solarza (Stefan), spełnia swoją rolę: pozwala nam się identyfikować. Przyzwoitych ludzi grać najtrudniej.
Najbardziej wstrząsający jest odcinek ostatni, kiedy nie ma już Solarza i Chodorowskiej, bo rzecz się dzieje po wielu latach (wątek współczesny przewija się cały czas). Konfrontacja starych już bohaterów zdarzeń w dzisiejszym Izraelu rozdrapuje stare rany. Nikt nie jest winien poza Niemcami, a jednak dawna tragedia buduje między ludźmi bariery. Bo bezkompromisowość, ryzyko również miały swoją cenę. Choćby cenę pytania, co ważniejsze: pomoc obcym ludziom czy troska o własną rodzinę? Pięknie to jest grane przez Wojciecha Pszoniaka, Zofię Charewicz i Krzysztofa Stroińskiego.
Nieprawda, że filmy o podobnym wydźwięku nie powstają, że przypomnę także skromny film „Sprawiedliwy” Michała Szczerbica, pomawiany o naiwność, która była bajkową konwencją opowiadania o rzeczach podstawowych. Dla zachodniego widza to pewnie obrazy za mało przygodowe, pozbawione widowiskowego rozmachu. Ale my sami co jakiś czas powinniśmy powtarzać sobie te historie.
Nadzieja, że światową narrację zmienimy filmami, wydaje mi się nieco naiwna. Świat woli bajki, których już słuchał dziesiątki razy. Niemniej „Sprawiedliwi” ze swą wiarą w dobro się nie starzeją. Mam nadzieję, że nauczą czegoś i antysemitów, i ludzi uważających, że polskość to koszmar.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/380884-zaremba-przed-telewizorem-przypominajcie-sprawiedliwych
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.