Nie spodziewałem się tego. Naprawdę nie spodziewałem się, że Patryk Vega mnie jeszcze pozytywnie zaskoczy. Pierwszy odcinek serialu „Botoks” to najlepsza rzecz, jaką Vega nakręcił od czasu telewizyjnego „Pitbulla”.
Chyba zrozumiałem w czym leży problem z kinem Vegi, które choć kochane przez lud, jest masakrowane przez filmowych krytyków. Vega nie potrafi w ciągu dwóch godzin sprzedać spójnie swojej wizji. Dopiero mając do dyspozycji kilka ekranowych godzin jest w stanie opowiedzieć wiarygodnie swoja historię. Przecież pierwszy „Pitbull” z 2005 roku jako film również nie przekonywał. O kolejnych kuriozalnych filmach nie chcę mi się nawet wspominać. Serial (2005-08) był natomiast znakomity. Dopiero wtedy zobaczyliśmy w pełnej okazałości wszystkie wątki wymyślone przez Vegę. Dlaczego więc porażką był serial „Służby specjalne” dla TVP? Bo najpierw powstał film, który Vega rozciągnął kilkanaście miesięcy później do długości serialu. To spowodowało brak spójności i obnażyło ograniczenia reżyserskie tego nietuzinkowego filmowca. Co innego, gdy Vega już na etapie scenariusza tworzy serial.
Bardzo mocno skrytykowałem film „Botoks”. Właśnie za porwany, chaotyczny scenariusz, brak reżyserii, przytłoczenie ilością wątków, papierowością postaci. W serialu te postacie nabierają odpowiednich kształtów. Myślę, że ma na to wpływ fakt, że Vega tym razem nie sygnuje scenariusza wyłącznie własnym nazwiskiem, ale ma pomocnika Olafa Olszewskiego. W serialu „Pitbull” anarchia i szaleństwo ( w pozytywnym sensie) Vegi było kontrolowane przez innych filmowców, co wyszło produkcji na dobre. Tak samo jest w „Botoksie”, sygnowanym przez budującą pozycje na polskim runku platformę streamingową.
Pierwszy z sześciu odcinków serialu jest uporządkowany, przyzwoicie wyreżyserowany i nie składa się tylko z serii wulgarnych dialogów i tak uwielbianych przez publikę Vegi gagów. Otwarcie też zaskakuje, bowiem opiera się w dużej mierze na niewyeksploatowanej, trzecioplanowej postaci z filmu. Pamiętacie dziwacznego transwestytę- pielęgniarza, który pięścią traktował irytujących pacjentów? W serialu poznajemy go już w dzieciństwie. Otwierająca scena oczywiście szokuje. Jak inaczej Vega mógł postąpić, nieprawdaż? Widzimy więc małą Małgosię, która bawiąc się lalkami klnie jak Franc Maurer na amfetaminie. Już jako dziecko jest świadoma, że Bóg włożył ją do złego ciała. Małgosia czuje się bowiem chłopcem. Z domu wyprowadzi się dopiero 20 lat później.
W filmie wyśmiałem rolę Fabijańskiego. Była przerysowana i jednowymiarowa. W serialu aktor jest przejmujący. Nadaje postaci wiarygodności psychologicznej, dobrze gra głosem zmienionym u transwestytów przez hormony. Ba, nawet irytujące manieryzmy Fabijańskiego mają tutaj swoje uzasadnienie!
Vega to feminista, czego dowodzi w kolejnych filmach, gdzie na piedestał wynoszone są kobiety. Już w pierwszym odcinku serialu pokazuje gwałt na zamroczonej narkotykami ofierze. #metoo na sterydach! Skoro już mówimy o sterydach to przejdźmy do drugiego wątku. Pilot serialu rozwija znacząco postacie zapijaczonego rodzeństwa- Danieli (Olga Bołądź) i napakowanego Darka (Tomasz Oświeciński), którzy po śmierci rodziców postanawiają zostać ratownikami medycznymi. Dawkujący wulgarne odzywki Oświecimski w końcu jest zabawny, zaś Bołądź świetnie oddaje wizerunek brudnej i rozpitej lumpery z praskich kamienic. W filmie jej przemiana była kompletnie niewiarygodna. Szczególnie w wątku transformacji zapijaczonej larwy z rynsztoka w pięknego korpo-motyla. Czy serial ten wątek uwiarygodni? Można mieć taką nadzieję.
Vega wciąż nie zgubił swojego wyjątkowego anarcho-konserwatyzmu podlanego sprotestantyzowanym katolicyzmem z neokatechumenatu. U Vegi Bóg jest wszędzie, więc pogrzeb można sprawować bez księdza, zaś zmagający się z własną tożsamością płciową facet porządek i sens widzi tylko w Stwórcy. Feministki znienawidziły skrajnie feministyczny film ( w temacie molestowania czy powszechnego seksizmu) za silny antyaborcyjny przekaz. Wizja początku życia jest już zasygnalizowana w czołówce serialu. Już mam przed oczami dym, jaki zacznie się po odcinkach uwypuklających pro-liferstwo reżysera.
Patryk Vega wciąż powtarza zdanie ze „Służb Specjalnych”: „a kto to wszystko pomalował?”. Najlepiej osobowość reżysera odczytuje znakomity krytyk filmowy Michał Oleszczyk, od którego ukradłem określenie filmowca „anarcho-konserwatystą”.
Pierwsza scena pierwszego odcinka serialowego BOTOKSU zawiera (zapewne podświadomy) autoportret Patryka Vegi: oto mała dziewczynka bawi się lalkami, inscenizując ich sprzeczkę i wkładając im w usta wiązankę za wiązanką, bluzga za bluzgiem. Takim właśnie mini-demiurgiem, jednocześnie naiwnym i obscenicznym, jest ten fascynujący moralista-prymitywista, który w jednym odcinku serialu potrafi opowiedzieć historię biedoty z warszawskiej Pragi, odbywającej odyseję w poszukiwaniu najtańszej trumny dla zmarłego ojca (koncept jakby żywcem wzięty z pozytywistycznej noweli) oraz transseksualnego mężczyzny, zakochującego się w kobiecie już po korekcji. (…) Nie mam zamiaru oglądać kolejnych odcinków, bo trochę szkoda mi czasu — ale ktokolwiek lekceważy fenomen Vegi i pobłaża mu jako jakiemuś wioskowemu błaznowi z kamerą i wypasioną bryką, ten naprawdę nie docenia jego fenomenu i (koślawej bo koślawej, ale spójnej) artystycznej wizji obecnej w jego filmach.
napisał Oleszczyk. Ja będę oglądał kolejne odcinki. Nie tylko z ciekawości, ale również dlatego, że w końcu zobaczyłem dawnego Vegę z mojego ulubionego polskiego serialu o policji. A przecież kilka dni temu film „Botoks” umieściłem na liście najgorszych polskich filmów 2017 roku. Na pierwszym miejscu. Zdumiewające. Nawet dla mnie.
Ocena po pierwszym odcinku- 4/6
Serial „Botoks” dostępny na Showmax.com
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/379310-serial-botoks-to-niesamowite-ale-ta-historia-ma-w-koncu-rece-i-nogi-recenzja