Nadrobiłem zaległość Netflixa dopiero kilka miesięcy po premierze. Film zdobył właśnie historyczne 4 nominacje do Oscara ( najlepsza żeńska rola drugoplanowa, scenariusz, zdjęcia i piosenka). To pierwszy film mający premierę nie w kinach, ale na streamingowej platformie, który został tak wyróżniony przez Akademię. Słusznie. Ja bym jeszcze dołożył mu nominację dla najlepszego filmu roku.
Film Dee Rees jeszcze mocniej pozwolił mi zrozumieć jak potrzebne amerykańskiemu kinu było krwawe katharsis w postaci „Django” Quentina Tarantino. Czarnoskóry niewolnik nie był tam ofiarą, ale własnoręcznie wybił całą rasistowską hałastrę. Oglądając przeszywający do szpiku kości film Rees kilka razy marzyłem o pojawieniu się tarantinowskiego mściciela, który pośle rasistów z Południa tam gdzie jest ich miejsce. Do piekła. Wiele było filmów o piekle amerykańskiego rasizmu i segregacji rasowej. Trudno jest Europejczykowi zrozumieć wszystkie niuanse napięć rasowych w USA. Ten film mówi o jednym z nich.
„Mudbound” jest filmem kilkuwarstwowym. Jest to opowieść o niespełnionych ambicjach Laury ( Carey Mulligan), która mimo wykształcenia i planów na przyszłość wiąże się z farmerem Henrym McAllan (Jason Clarke). Przeprowadzają się z Memfis na zatopioną w błocie farmę. Jest z nimi ojciec- rasista z Ku Klux Klan (Jonathan Banks). Kobieta z każdym dniem rozumie jak wiele poświęciła swojemu mężowi, który mimo szczerych starań polepszenia bytu rodzinie, nie jest w stanie zapewnić jej obiecanego szczęścia.
Z drugiej strony jest to uniwersalna opowieść o rasizmie. Pożerającym wszystko wokół. Wiecznie nienasyconym i ostatecznie zawsze krwawym. Brat Henry’ego Jamie (Garrett Hedlund) wyjeżdża do Europy walczyć z nazistami. Na farmie McAllanów pracuje wielodzietna rodzina Hapa i Florence Jacksonów ( Rob Morgan, nominowana do Oscara, zdumiwająco odmieniona fizycznie Mary J.Blige). To uczciwi, ciężko pracujący ludzie, którzy z zagryzionymi zębami akceptują segregację rasową i małymi kroczkami chcą osiągnąć swoje życiowe marzenia. Ich syn Ronsel ( Jaso Mitchell) również zostaje wysłany na wojnę z Niemcami. Obaj z Jamiem wracają jako zupełnie inni ludzie, którzy przez wojenne przeżycia nie akceptują rzeczywistości głębokiego południa USA.
Dee Rees ani razu nie gra na fałszywej nucie. Kreśląc postać więzionej w nieudanym małżeństwie Laury, jak i budując opowieść o sprzeciwie wobec usankcjonowanego rasizmu, reżyserka jest precyzyjna, przenikliwa i do bólu wiarygodna. „Mudbound” nie ma w sobie krzty sentymentalizmu, emocjonalnego szantażu i ckliwości. Rees pokazuje jakim koszmarem był dla Afroamerykanów powrót do Ameryki z frontów II wojny światowej. Paradoksalnie na wojnie z antyludzko rasistowskim i antysemickim reżymem byli wolni. Zostali towarzyszami broni swoich białych kolegów, którzy w USA od wieków byli ich panami. W domu, za którego wolność walczyli, pozostali obywatelami trzeciej kategorii. Poniewieranymi, upokarzanymi, gnojonymi na każdym kroku. Mimo medali, jakie ze sobą przywozili.
Ronsel i Jamie cierpią na syndrom stresu pourazowego. Nieznany po II wojnie światowej był leczony głównie alkoholem. Mężczyźni się zaprzyjaźniają, wzbudzając zgorszenie celebrującej segregację rasową społeczności. Obaj rzucają rękawice swoim ojcom. Ronesel wiecznemu uniżeniu i tchórzostwie Hapa, Jamie sprzeciwia się rasizmowi swojego prostackiego ojca.
Rees nakręciła rasowy dramat. Każda z postaci jest tragiczna. To więźniowie społecznych norm, własnych lęków i uprzedzeń. Jednak ich świat się rozpada. Zmrożona krwią czarnych ziemia zamieniła się w błoto. Błoto demoralizacji, które pokrywa buty wszystkich postaci. Jednych oblepia i pociąga na samo dno, innym spowalnia wykonanie kroku ku sprawiedliwości. Mocna metafora. Z tego błota narodziła się ostatecznie inna Ameryka. Potępiająca rasizm, z czarnoskórymi sędziami i politykami po obu stronach politycznego sporu. W końcu z czarnoskórym prezydentem USA.
„Mudbound” to kino bardzo trudne. Emocjonalnie wyżymające. Wyciskające łzy złości i wzruszenia ( piękny wątek bezgranicznej matczynej miłości). Jednocześnie brak w nim emocjonalnego szantażu choć każdy tutaj przegrywa w wymiarze osobistym. Choć nie brakuje triumfu miłości. Choć i ona jest podlana bardzo gorzkim sosem.
6/6
„Mudbound” dostępny na Netflix
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/378248-mudbound-ani-jednej-falszywej-nuty-wielkie-kino-o-najwiekszym-grzechu-ameryki-recenzja