To pierwszy od dawna spektakl Teatru Telewizji pochwalony przez „Gazetę Wyborczą”. Dowodząca, że TVP stawia na historyczna i estetyczną linię PiS, „GW” musiała się tym razem życzliwie pochylić nad „Biesiadą u hrabiny Kotłubaj”, adaptacją przedwojennego opowiadania Witolda Gombrowicza.
Dlaczego musiała? W recenzji Remigiusza Grzeli Gombrowicz jest zachwalany jako ktoś, kto pokazuje trafnie Polaków. „Aktualne?” – pyta apodyktycznie recenzent . Wszak Janusz Palikot zrobił z tego pisarza patrona swojej dzisiejszej walki z tradycyjną polskością. W ujęciu jego i „Wyborczej” to ktoś w rodzaju wieszcza. Choć sam wyśmiewał bezlitośnie taki stosunek do czyjejkolwiek twórczości. Nawet więc jeśli przedstawienie robi ideowo podejrzana telewizja, warto skorzystać z okazji, żeby o tej domniemanej roli Gombrowicza przypomnieć.
W kurczowym trzymaniu się tej domniemanej aktualności apologeci nie wychwytują nawet paradoksów tego widowiska. „Biesiada” to typowy dla ówczesnej twórczości młodego pisarza okrutny bibelot. Przypowiastka o tym, jak można wyrażać swój status poprzez jedzenie. Trójka starych arystokratów demonstruje ten swój status przed człowiekiem z niższym warstw (porte parole autora) podczas „postnej” kolacji, pełnej cienkich zupek, mdłych marchewek, ale też pochłanianych orgiastycznie kalafiorów.
Ta przypowieść z jednej strony portretuje arystokrację. Z drugiej, podejmuje tematykę, która wisiała nad całą twórczością Gombrowicza: twarzy i masek. Ale Remigiusz Grzela jest zachwycony, że oto polska arystokracja licytuje się opowieściami o wyjątkowości i geniuszu Polaków. I tylko mnie coś nie pasuje, bo przecież arystokraci byli zawsze najbardziej kosmopolityczni, zerkający na świat bardziej niż inne warstwy. Niemożliwe aby Gombrowicz tego nie zauważył.
Rzecz w tym, że krytyk teatralny Jan Bończa-Szabłowski w skądinąd zgrabnej adaptacji połączył „Biesiadę” z kawałkami innych utworów Gombrowicza. Na przykład z „Pamiętnikiem Stefana Czarneckiego”, gdzie portretowany jest całkiem odmienny typ bohatera. To stamtąd pochodzą opowieści o naszej narodowej naturze, a także końcowy monolog kucharza Filipa. O geniuszu Polaków nie rozprawiali więc goście u hrabiny. Czy mi się takie wymieszanie wszystkiego ze wszystkim podoba? Niespecjalnie, choć wielkiego oporu też nie budzi. Autor „Operetki” uwielbiał kolaże. Ale ten paradoks wart byłby choć wychwycenia, zamiast mechanicznych zachwytów, że aktualne.
Z „Biesiady” pochodzą za to paradoksy klasowego społeczeństwa. Arystokraci tańczą tango do muzyki Jerzego Satanowskiego, podczas gdy ośmioletni syn parobka umiera przed pałacem. A ja w Internecie spotkałem się z głosami, że to widowisko może efektowne, ale nie przystające do naszych problemów, dziś puste.
Nie zgadzam się z tak doraźnym podejściem. Ale też przestrzegam przed używaniem Gombrowicza jako tarana dla współczesnych tez, takich czy innych. Wierzę, że dyrektor Mateusz Matyszkowicz i szefowa Teatru TVP Ewa Millies-Lacroix zafundowali nam „Biesiadę”, bo zawsze warto się namyślać – nad przeszłością, nad ludzką naturą. Zafundowali też debatę o samym Gombrowiczu prowadzoną przez Krzysztofa Kłopotowskiego i Jakuba Moroza . Prof. Dariusz Gawin i reżyser „Biesiady” Robert Gliński próbowali nam objaśnić, co jest u tego pisarza niedoraźne. I umieli to zrobić całkiem przekonująco unikając mielizn prelekcji: co też pisarz miał na myśli.
Oczywiście teatralny wymiar tej „prawie makabreski” to oddzielny smak zdarzenia. Zobaczyć 90-letnią Barbarę Krafftównę, 80—letniego Bogdana Łazukę i 79-letnią Annę Polony razem, to wielka okazja poznania dawnego aktorstwa. Krafftówny z jej niekonwencjonalną urodą i głosem nie przyjęłaby chyba dzisiejsza Akademia Teatralna, preferująca kandydatów uśrednionych, pasujących do seriali. A to właśnie ona przybliżała kiedyś Polakom dzięki tym swoim warunkom „teatr niedosłowny”, także Gombrowiczowski.
Był to koncert wyrazistości w dawnym stylu. Z czasów kiedy dziwność literatury znajdowała dodatkowy wyraz w dziwności aktorskich transformacji, i były to transformacje tak bardzo naturalne, niewymuszone. Ja zaś się cieszę dodatkowo, że „młodzi” : Piotr Adamczyk (Autor) i Grzegorz Małecki (Filip) umieli się tak świetnie do tamtego dawnego aktorstwa dostroić. W tym sensie to była perełka. W innych wymiarach – ciekawe przypomnienie. Z Ritą Gombrowicz w roli niemego świadka.
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/377476-zaremba-przed-telewizorem-kalafiory-gombrowicza
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.