W dość krótkim odstępie czasu ukazały się dwie książki redaktorów – byłego i obecnego – „Nowej Fantastyki”, Macieja Parowskiego i Michała Cetnarowskiego. Obie należą do kategorii „non fiction”, obie traktują o fantastyce i popkulturze z perspektywy obserwatorów, uczestników, promotorów. Nisza czytelnicza to okrutna, ale jednak dziwi sposób dystrybucji. Książkę Cetnarowskiego łatwo kupić, gorzej z książką Parowskiego – papierowa wersja dostępna jest w jednej księgarni, e-book w dwóch czy trzech. Status wydawcy też jest niezbyt jasny – miał być nim Prószyński, ale ostatecznie zapewnił tylko redakcję techniczną, a jako wydawca figuruje… Maciej Parowski. Jako fantasta węszę spiski i podejrzewam, że autor „Burzy” podpadł temuż wydawcy poglądami. W końcu pisze on felietony filmowe do „Gazety Polskiej”, przyjaźni się z Marcinem Wolskim i Lechem Jęczmykiem i co rusz wbija szpile wbite w ideologię lewicową. Być może to moja paranoja i chodzi tylko o personalne spory Prószyńskiego z osobami uwidocznionymi na fotografiach – a jest ich w książce naprawdę dużo, pewnie ponad setka.
W „Kukułce na koniu trojańskim” większość materiałów – szkice, wywiady, recenzje – to teksty względnie nowe, powstałe po ukazaniu się poprzednich cegieł, czyli „Małp Pana Boga”. Szybko uzbierał się materiał na kolejny tom. Więcej tu podsumowań, więcej poszukiwania źródeł własnej fascynacji („Fantastyka jako język pierwszy”). Maciej Parowski jest mniejszym zgredem niż taki Rafał Ziemkiewicz, wcale nie wyrósł z fantastyki, a raczej dorósł do baśni i mitów. Podobnie jak, dajmy na to, C. S. Lewis.
Tu dygresja osobista – Maciej Parowski jest niemal rówieśnikiem mojego taty. Mój nieżyjący już ojciec fantastyki nie lubił, zdecydowanie preferując np. Wiesława Myśliwskiego czy Ernesta Hemingwaya. Później trochę się poddał, po takim „Walcu stulecia” Ziemkiewicza czy „Burzy” (nomen omen) Parowskiego i zaczął mnie przedstawiać znajomym jako „specjalistę od bajek”. Ale i tak „Gwiezdne wojny” to nie był według niego żaden tam szlachetny moralitet, ale coś szkodliwego, bzdurnego, etc. Parowski natomiast był – i nadal jest – fanem Kina Nowej Przygody – dalej potrafi zachwycać się „Iron Sky” czy „Igrzyskami śmierci”. O dziwo, „Westworld” czy „Interstellar” zachwyca go mniej.
Książka jest bardzo osobista, momentami niemal autobiograficzna, choć to biografia głównie „kulturowa” – dowiemy się z niej, jakie książki i filmy ukształtowały redaktora w młodości, jak wyglądało wówczas studenckie życie kulturalne, jak się czytało i pisało w czasach cenzury i niedopowiedzeń. To, czym była wówczas fantastyka, jest dla obecnego pokolenia właściwie niezrozumiałe, aż trudno uwierzyć, jaki miała w sobie pierwiastek buntu i antysystemowości. Nie dziwi więc późniejszy spór, już w realiach wolnego rynku, o fantastykę rozrywkową i problemową (Parowski był za tą drugą), nie dziwi nieustanne przypominanie o takim zjawisku, jak fala polskiej fantastyki religijnej w latach dziewięćdziesiątych. Dziś topory zostały zakopane, afera z niewpuszczeniem autora na „Gwiezdne wojny” pokazała, że fani stoją za nim murem – a pomyśleć, że po stronie „rozrywkowej” był wówczas Rafał Ziemkiewicz i Jarosław Grzędowicz (też „prawak”) z „Fenixa”, a „problemowy”, a Parowski lansował wówczas Andrzeja Sapkowskiego… Chichot historii pełną gębą. Gdyby pokusić się o syntezę podejścia Parowskiego do literatury – ceni on w niej misyjność (tu patronem jest Conrad), erudycję (Borges), otwarcie na mitologię, zarówno „narodową” (Mickiewicz, Wyspiański), ale i „ogólnoludzką”, archetypiczną, baśniową. Natomiast mniej istotny jest racjonalistyczny, oświeceniowy charakter fantastyki naukowej, o czym najlepiej świadczy wywiad do „Frondy Lux”, gdzie solidnie rozprawia się z post- czy transhumanizmem z perspektywy tomizmu („Nie wierzę w orgazmy w chmurze”). Parowski stoi gdzieś pośrodku „ścisłowca” Oramusa i „religianta” Jęczmyka, współredaktorów z „Nowej Fantastyki”. Ale też nie boi się astrologii, a Dänikena nie uważa za jakiegoś strasznego szkodnika.
Czasem i dziś fantastyka znajduje się na cenzurowanym i trzeba jej bronić. W książce znajdziemy obronę dzisiejszej fantastyki alternatywnej, nad którą tak się wyzłośliwiają salony, sprowadzając ją do „leczenia kompleksów”. Według Parowskiego – to próba ocenzurowania wyobraźni za „myślozbrodnię”.
*
Książka Cetnarowskiego („Podwójna tożsamość bogów”) niby jest o tym samym – literatura, film i komiks w szkicach, recenzjach i wywiadach (jest tu też długa rozmowa z, a jakże, Maciejem Parowskim), ale trochę już z innego, normalnego świata. Cetnarowski pisze do „Polityki”, nie „Gazety Polskiej”, ale nie tylko to ich różni.
Dla Michała Centarowskiego fantastyka i popkultura nie była czymś, co się odkrywa na przekór opresyjnemu, ponuremu światu, ale naturalnym środowiskiem. Twierdzi wręcz, że „Punishery i Batmany” podrzucała mu w dzieciństwie matka – trochę mu zazdroszczę, dorośli z mojego dzieciństwa (a Parowskiego tym bardziej) reagowali alergicznie na komiksy, moja polonistka z podstawówki miała je w głębokiej pogardzie. Dziś żyjemy nie w czasach niedoboru, ale przesytu i nadmiaru, fantastyki i popkultury jest obfitość przyprawiająca o zawrót głowy. Nie zaprzeczam, że częściej pełni ona funkcję czysto eskapistyczne, nawet komiksy stały się zbyt mało atrakcyjne, skoro można obejrzeć ich wypasione hollywoodzkie adaptacje. W PRL-u takich zamiłowań trzeba się było wstydzić – dziś bywają one powodem do fanowskiej dumy, z dumą się wręcz odrzuca tradycję, nawet ta fantastyczną („kocham fantastykę ale Tolkiena/Lema/Dicka nie znam i nie chcę znać, wystarczy postapo czy young adult). Dziś nie trzeba uciekać w fantastykę socjologiczną, by „modelowo boksować ze światem”, jak to czyniło pokolenie Zajdla. Dziś literacka fantastyka kojarzy się z „Harrym Potterem” czy „Zmierzchem”, które nazajutrz zostają pokonane przez skandynawskie kryminały czy porno o twarzy Greya.
Książka Cetnarowskiego to trochę przewodnik po tym, co warto z tego oceanu obfitości wyławiać. Aczkolwiek jest to wybór bardzo subiektywny, przy niektórych recenzowanych tytułach zastanawiałem się, czemu akurat te, a nie inne – chyba że potraktować książkę jako „teksty zebrane” autora. Są to zresztą teksty bardzo dobre, szkicom o Sherlocku Holmesie, Philipie Dicku czy Franku Millerze trudno cokolwiek zarzucić merytorycznie – może trochę zbyt gładkie, unikające kontrowersyjności, bardziej encyklopedyczno-biograficzne niż osobiste. Trochę przypominają długie hasła słownikowe – jeśli chcemy dowiedzieć się, o co chodzi z Januszem Zajdlem czy Jackiem Dukajem, nie mając czasu na zgłębianie wszystkiego, to powinniśmy po książkę sięgnąć. Potrafi on sprzedać masę najważniejszych informacji o danym autorze czy książce w kilku akapitach.
„Podwójna tożsamość bogów” jest też uzupełnieniem „Kukułki…” – pisząc o polskiej fantastyce, Parowski sięga do czasów zamierzchłych, nawet do lat pięćdziesiątych, przed Lemem – Cetnarowski próbuje stawić diagnozę o jej rozwoju w ostatnich latach, nawet 2010+.
Książki takie jak te teoretycznie są dla skierowane dla fanów, chcących się doinformować w ulubionej dziedzinie, ale mam wrażenie, że to raczej niechętni fantastyce powinni je przeczytać – dlaczego Conrad, Chandler, Szekspir, dlaczego baśń, dlaczego warto wymagać od literatury minimum szlachetności i – o zgrozo – „misyjności”. Salon, choć ma u siebie Wojciecha Orlińskiego i zaczął (bynajmniej nie od razu) podpierać się autorytetem Lema, wciąż fantastyki nie lubi, pojawiają się tam takie teksty jak ten, w którym – nie do końca żartem – pisze się o szkodliwości nawet… Pratchetta . Pratchett, gorzki humorysta, który mity i ideologie raczej dekonstruuje niż uszlachetnia, zjawił się na cenzurowanym. Bo Korwin, bo Cejrowski? Rzeczywiście, Cejrowski w książkach podróżniczych Pratchetta chwalił – może dlatego?
Podsumowując – temat ten sam, ale inne podejście, inne doświadczenia lekturowe i biograficzne. Parowski, inżynier z wykształcenia, humanista z powołania, podkręcał poziom polskiej fantastyki, szukając w niej tego, co zgubiła literatura wysoka i tego, o czym nie można było pisać wprost za cenzury – co tylko jej wyszło na dobre. Natomiast Cetnarowski, niech nie zmylą te „Punishery i Batmany”, nie jest Pilipiukiem czy Komudą – też pisze prozę, i to dość ambitną i eksperymentalną, nie celującą w listy bestsellerów. Obaj gwarantują, że ich „bajanie o bajaniach” jest całkiem ambitne i profesjonalne – ale bez akademickiego sztywniactwa.
Maciej Parowski, Kukułka na koniu trojańskim. Wyd. Maciej Parowski. Warszawa 2017.
Michał Cetnarowski, Podwójna tożsamość bogów. SQN. Kraków 2017.
Sławomir Grabowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/375970-redaktorzy-maja-glos-publicystyka-macieja-parowskiego-i-michala-cetnarowskiego