Stało się. Publicysta GW obejrzał najnowszą część „Gwiezdnych Wojen”. I jest mu smutno. No bo „Ostatni Jedi” skojarzył mu się z rzeczami, które przenikają przez jego duszę codziennie. Naznaczają jego umysł od momentu, gdy otwiera oczy by spojrzeć na ten niepiękny świat opanowany przez Najwyższy Porządek Kaczo-Rena. No bo przecież myślał on i jego ziomkowie, że Imperium przegrało w roku 2007. Gwiazda Śmierci została ostatecznie zniszczona przez blondaska Luke’a Tuskowalkera. A jednak się odrodziło. A jednak nie kręci się ziemia wokół słońca Michnika. A jednak…
Na odległych rubieżach jeszcze bardziej odległej galaktyki odebrano rozpaczliwe wołanie słynnej księżniczki, ale nikt się nie pokwapił, by ratować legendę opozycji, która niedawno była królową serc. Ba, nikt nawet nie wysłał kilku statków, aby przeprowadziły w międzygalaktycznej przestrzeni demonstrację pod hasłami „konstytucja” czy też „państwo prawa” przed okrętem Supremacy, na którym znajduje się centrala partii rządzącej.
pisze błyskotliwy publicysta GW. Przezabawny niczym Kisiel i przenikliwy jak Rogert Ebert publicysta z Czerskiej w długim tekście plecie kolejne nitki łączące świat Star Wars z wiadomym światem, gdzie rządzi Najwyższy Prządek Kaczora.
W swoim totalnym oporze nie chcą skorzystać z racjonalnych propozycji ułożenia sobie relacji z przedstawicielami ciemnych mocy (nie mylić z ciemnogrodem). Wszak owe ciemne moce są starsze od mocy jasnej. Reprezentują sprawdzone międzygalaktyczne tradycje i umożliwiają utrzymanie spójności między wszystkimi ludami galaktyki. I na koniec mają po swojej stronie genialny „Marsz Imperium” autorstwa Johna Williamsa, nawiązujący do najlepszych dzieł Sergiusza Prokofiewa.
Kapitalne porównanie z tym ciemnogrodem. Gra słów wskazuje na wyższą formę intelektu naszego dziejopisarza. Czy mogę iść na lekcję wymachiwania świetlnym piórem do mistrza pióra z Czerskiej?
Czytaj również:„Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi”. Saga o Skylwalkerach jak grecka tragedia. RECENZJA
Zresztą cała ta historia wydaje się paradoksalna. Rebelia niesie ze sobą dylemat, który - jak się wydaje - zauważył Luke Skywalker. Coś z tą całą międzygalaktyczną demokracją jest nie tak. Skoro rycerze Jedi w czasach swojej potęgi dopuścili do jej upadku, dając się w dziecinny sposób omotać lordowi Palpatine’owi. Skoro nawet po zwycięstwie nad Imperium, śmierci Palpatine’a i lorda Vadera nie powstrzymali tendencji absolutystycznych. Skoro przedostatni Jedi byli tak słabi, a Leia i Han Solo nie mieli dość autorytetu, by powstrzymać odrodzenie się Imperium, to chyba ludność galaktyki naprawdę ma dość tego całego bałaganu i chciałaby, aby ktoś to w końcu wziął za mordę.Ach, wtedy wreszcie człowiek zasiadłby w wygodnym fotelu, ze szklaneczką czegoś dobrego dostarczoną przez domowego droida i spokojnie pooglądał, jak pięknieje nam galaktyka w „Wiadomościach”.
pisze nasz błyskotliwy narrator z Czerskiej, który olśnił moją percepcję jak nikt inny na tym łez padole. Senator Palpatine, czyli „dziwnie przypominający fizycznie niepozornych, pulchnych, ale chorych na ambicję przywódców ziemskiego świata”, jak pisze nasz błyskotliwy narrator, to wiadomo kto. Ukryty totalniak, który władzę przejął pod hasłami naprawy Galaktyki. Według publicysty GW teraz „władzę w Imperium przejmuje teraz Kylo Ren - potomek lorda Vadera. Wyedukowany, mający znajomości także w obozie rebeliantów, wzywający do pojednania i zakończenia konfliktu. Dajmy mu szansę.” No i znów olśnienie! Tyle, że Kylo ma na bank klatę większą niż wiadomy korpo-łotr od Kaczora i jest bardziej od niego rozchwiany emocjonalnie. Nie przeszedł też do końca szkolenia Jed….,a zresztą. Co ja się mądrzę.
Przecież nie o realną wiedzę o sadze „Star Wars” chodzi. Chodzi o błyskotliwe pokazanie czytelnikom GW jak bardzo dali się omotać Najwyższemu Porządkowi. Może i byłoby to nawet zabawne, gdyby nie jeden fakt. Paweł Wroński napisał swój tekst w mediach nazwanych już kilka lat temu…Gwiazdą Śmierci. Nie do końca konsekwentne to porównanie było, bowiem autor tych słów utrzymuje, że rycerze Jedi to intergalaktyczna bezpieka, a Darth Vader był żołnierzem wyklętym. To zresztą mocno pasuje do tekstu Wrońskiego. W zasadzie Grzegorz Braun potwierdził kilka lat temu dzisiejsze wynurzenia publicysty GW.
W takim jednak razie należy zadać dogmatyczne pytanie: gdzie w tym wszystkim jest Yoda i czy był on Żydem? Eh, Wyborcza mówiąca Braunem? Tego by George Lucas nie wymyślił.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/373844-gazeta-wyborcza-mowi-grzegorzem-braunem-a-gdzie-intergalaktyczna-bezpieka-i-yoda-zyd