Miałem zaszczyt w ostatnią niedzielę prowadzić przedpremierowy pokaz filmu „Senator” Pawła Woldana – w warszawskim Domu Spotkań z Historią. Bohaterem tego skromnego, niespełna godzinnego dokumentu jest Zbigniew Romaszewski. Tytuł utrafiony w sedno – po roku 1989 tę społeczną rolę cenił sobie najbardziej.
Zaszczyt to dlatego, bo doszło do spotkania dwóch ważnych dla mnie postaci. Zbigniew Romaszewski to w czasach PRL niezłomny inteligent wiedzący jak się zachować. Idący tam, gdzie najtrudniej: działacz KOR, „Solidarności”, konspirator, organizator ruchu praw człowieka – zawsze ze swą żoną Zofią. Ale po 1989 roku to człowiek poruszający się pod prąd. Krytykujący kierunki transformacji, ubolewający, że wspólnotę narodową próbuje się zastąpić zbiorem konkurujących jednostek. Nie dający się zapisać w pełni do żadnego obozu. Czasem skonfliktowany także z prawicą, widziany przez pryzmat dawnych sympatii PPS-owskich. Umiejący się przeciwstawić i swoim najlepszym kolegom, co było widać choćby w senackim klubie PiS.
Film o nim nakręcił Paweł Woldan – druga ważna dla mnie postać. Utalentowany autor fabularnych widowisk, często o tematyce historycznej lub religijnej, a najczęściej jednej i drugiej. Człowiek, którego inscenizacja „Brata naszego Boga” Karola Wojtyły właśnie nas zachwyciła w Teatrze TVP. Zarazem świetny dokumentalista, twórca dziesiątków filmów sięgających do naszej historycznej pamięci. Często pokazujących postaci ważne dla Polaków. Takim widział też senatora Romaszewskiego.
To film skromny, ascetyczny. Agnieszka Romaszewska, córka senatora, która w nim się sporo wypowiada, powiedziała na tej prapremierze, że tak naprawdę nie zachowało się wiele filmowych ujęć z ojcem. Jest więc trochę jego wystąpień i wypowiedzi, trochę zdjęć z różnych epok. I gadające głowy, ale jakże wspaniałe. To nie tylko miłe, ale niezmiernie ciekawe posłuchać choćby Jana Kelusa, senatora Piotra Andrzejewskiego czy Adama Borowskiego.
I w samym filmie była obecna, i podczas prapremiery rozgorzała znów debata o tym, czy Romaszewski to polityk, który odniósł sukces, skuteczny. To Kelus opowiada, że przestrzegał go przed udziałem w polityce III RP uważając, że przyniesie mu wiele rozczarowań. Często padało określenie „człowiek przyzwoity” podszyte przekonaniem, że ktoś taki nie może w tej zwykłej, prozaicznej polityce odnieść wielkiego sukcesu.
Agnieszka Romaszewska zauważyła pytana przeze mnie o skuteczność ojca, że sam fakt, iż nie naginając się w pełni do partyjnej dyscypliny przetrwał w Senacie siedem kadencji, było jego sukcesem. Z pewnością zawdzięczał to ogromnemu autorytetowi zbudowanemu w latach wcześniejszych. Z kolei Zofia Romaszewska obruszyła się na moją sugestię, że wizja senatora polityki opartej na poczuciu wspólnoty, tej rodem z „Solidarności”, mogła się wydawać cokolwiek utopijna.
Poczuciu nieskuteczności przeczyły wystąpienia tłumnie zgromadzonych na sali gości. Mówili znani: Czesław Bielecki, Romuald Szeremietiew, ale też rozliczni ludzie, którzy doznali od niego pomocy. Dla kogoś przeforsował zmianę przepisu ratując go z opałów. Komuś innemu pomógł w naprawieniu ewidentnej krzywdy.
W tym sensie był skuteczny. Reprezentował zresztą typ polityka skoncentrowanego na legislacji. Dawny kierowca senacki przywołał obraz szczupłego pana obładowanego zawsze papierami, projektami ustaw, kto znalazł jeszcze czas żeby przystanąć przy kimś, kto szukał przed budynkiem parlamentu sprawiedliwości. W USA byłby typem niezależnego senatora budującego swoją pozycję świetnym merytorycznym przygotowaniem i setkami przeforsowanych poprawek. W Polsce Senat złożony z bardziej niezależnych niż posłowie polityków pozostał trochę w cieniu. A Romaszewski w końcu przegrał w 2011 roku, po zmianie okręgów wyborczych, z postkomunistą Markiem Borowskim.
Solidarnościowiec Adam Borowski powiedział w filmie, że bardzo byśmy go potrzebowali dzisiaj. Spytana o to córka zauważyła, że z jednej strony dobrze przyjąłby zmianę klimatu społecznego. Ukrócono na przykład nadużycia związane z eksmisjami z mieszkań, piętnował je od lat. A zarazem współczesna polityka oparta na ślepej partyjnej dyscyplinie i plemiennej wojnie niezbyt by mu się podobała. Już w Senacie lat 2007-2011 skarżył się, że po raz pierwszy większość (wtedy senatorów PO) nie przyjęła ani jednej poprawki opozycji – dla zasady. Dziś obóz rządzący, z którym był w ostatnich latach życia związany, postępuje tak samo. Nieprzypadkowo więc Zofia Romaszewska starła się z triumfującym PiS w sprawie sądów.
A jednak sądzę, że właśnie dlatego Zbigniew Romaszewski, zmarły 13 lutego 2014 roku, byłby nam bardzo potrzebny. Człowiek pryncypialny, niezależny, nieprzekupny w tym najbardziej ogólnym sensie, a jednocześnie człowiek kompromisu. Walczący po 1989 roku nie tyle z ludźmi co ze złymi społecznymi zasadami.
To dobrze, że Paweł Woldan nakręcił o nim klarowny, ciekawy film wychwytując jego najbardziej charakterystyczne cechy. Potwierdzam to jako ktoś znający senatora osobiście, od lat, bywający u niego, sporadycznie, ale jednak, w domu.
TVP jest współproducentem tego filmu. Czekamy zatem, kiedy go pokaże. Ja wyświetlałbym go w szkołach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/369180-swietny-film-o-zbigniewie-romaszewskim-bardzo-nam-brakuje-senatora