Półmetek drugiego sezonu „Belfra” – obejrzałem cztery odcinki, są jeszcze cztery. Pierwszy sezon był wydarzeniem. Producenci mówili, że jego scenariusz był zbyt ponury na TVN, ale pasuje do ambitniejszego repertuaru Canalu+. Trudno nie potwierdzić
Owszem, portret prowincjonalnego miasteczka jako przestrzeni panoszenia się biznesowej mafii to archetyp, nie tylko polski. Ale zostało to opowiedziane z dbałością i o to, żeby realia nie zgrzytały, i każdy odcinek kończył się suspensem. Nawet te polskie sensacyjne seriale ostatnich lat, które ogłaszano objawieniem, mnie wydały się nieprzekonujące („Pakt”, w którym walczyły cyborgi, nie żywi ludzie). A tu nagle byli ciekawiący nas bohaterowie. No i ta końcowa, piekielna niejednoznaczność dotycząca roli jednej z bohaterek w zdarzeniach. Chapeau bas dla młodziutkiej Pauliny Szostak.
Seria druga jest inna. To samo kombo scenariuszowe: sprawny pisarz Jakub Żulczyk i zawodowa dramaturg Monika Powalisz uzupełnieni o autora pomysłu, producenta Wojciecha Bockenheima. Plus inni reżyserzy: Krzysztof Łukaszewicz i Maciej Bochniak, którzy zastąpili świetnego Łukasza Palkowskiego. Główny bohater, nauczyciel Zawadzki (Maciej Stuhr), po udzieleniu pomocy w rozwikłaniu zabójstwa licealistki na prowincji zostaje wysłany do Wrocławia. Do prywatnego liceum, w którym również dzieją się dziwne rzeczy.
W serii pierwszej mieliśmy panoramę: liceum to jedna z licznych przestrzeni zdarzeń. W serii drugiej tajemnica czai się w samej szkole, choć mamy też ostatnio zaskakujący powrót do wątków z jedynki. Równocześnie zaś w odcinku drugim następuje niespodziewane spiętrzenie akcji. Strzelanina w szkole to coś, co kojarzy się raczej z Ameryką niż Polską. Ale przyjmijmy, że w dzisiejszych czasach mogłaby się zdarzyć (?).
A jednak choć świat do pokazania mniejszy, twórcy na razie gorzej niż w pierwszej serii radzą sobie z prezentacją postaci. Licealiści długi czas pozostają zlewającym się w masę stadkiem. Ich portrety, gdy już się ich dokopiemy, są zaskakująco zimne – przeciętny amerykański horror umie lepiej zintegrować widza z bohaterem. Może dlatego bardziej razi mnie, że osiemnastolatków grają dwudziestoparolatki. Tak było i w pierwszym sezonie, ale Paulina Szostak czy Józef Pawłowski budzili emocje. Łatwiej godziliśmy się na taką umowność.
Po narzekaniach powiem jednak, że jako kryminał to się broni nieźle. Nie wiadomo, do czego zmierza intryga, i tym się przejmujemy. Znaleziono nawet jakiś pomysł na Zawadzkiego-Stuhra. W jedynce był zanadto herosem, równocześnie mało wyrazistym. Przeoczyłem, jak się znalazł w miasteczku i brałem go za agenta policji (zgodnie z logiką „Belfra” amerykańskiego), bardziej przewodnika po zdarzeniach niż bohatera. Tu udręczony przez wszystkich, nawet przez policję, staje się bardziej ludzki.
Niewiele za to mówi nam się o świecie młodzieży poza jej oczywistym zrośnięciem ze światem internetu. Moją największą ciekawość budzą postaci grane przez Michalinę Łabacz i Adriana Zarembę, ale to ze względu na „Wołyń”, gdzie byli zjawiskowi jak cały film. Skądinąd Patryk-Zaremba to młody konserwatysta, który na razie okazuje się – niestety stereotyp – największym dupkiem. No ale możliwe, że wszystko się zmieni. I nawet zatli się na horyzoncie przenikliwsza życiowa obserwacja.
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/367657-zaremba-przed-telewizorem-strzaly-w-liceum
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.