Krajoznawstwo – słowo staroświeckie, zakurzone, zgrzebne jak stara legitymacja PTTK – za sprawą tej książki odzyskuje blask.
„Hajstry” to książka o wędrowaniu tak wciągająca, że staje się ostrogą dla wędrówki (lub przynajmniej oskomy na nią). Szlaków są setki, jak i opowieści o nich: Adam Robiński znalazł własną ścieżkę, ale i własny język, ruszając tytułową „boczną drogą” w Pogórze Przemyskie, na Pulwy, czyli bagna w starorzeczu Narwi rozciągające się między nią a Bugiem, o godzinę pociągiem od Warszawy, na dzisiejszy „trójstyk” Polski, Białorusi i Ukrainy, gdzie w gęstych łąkach rozpływa się niedokończony przed wojną Kanał im. Prezydenta Mościckiego. Za sprawą tej książki wraca nadzieja, którą każdy prawie żywił w czasach liceum, a którą potwierdza statystyka: geograficzne białe plamy, bodaj o powierzchni kilku metrów, prędzej kryją się nie na stokach K-2, lecz w starodrzewiu lub na świeżo usypanej wiślanej łasze, o kilka kilometrów od któregoś z warszawskich mostów.
Nie są jednak „Hajstry” po prostu mobilizującym do zaciągnięcia sznurowadeł i zapięcia rzepów przewodnikiem po nieznanych szlakach znanych okolic; takich przewodników po Mazowszu i innych krainach napisał wiele Lechosław Herz, bohater jednego z książkowych szkiców i człowiek, którego śladami wędruje każdy warszawiak, wysiadający od czasu do czasu na pętli w Truskawiu czy w Dziekanowie. Adam Robiński znalazł, jako się rzekło, nie tylko drogę, ale i klucz, i zaprasza nas, znużonych postnym językiem instrukcji kartograficznych, do czytania krajobrazu, do rozumiejącego patrzenia nie tylko na tropy zwierząt i „strzeliste topole nabite na widnopłask”, ale patrzenia na to, co nas otacza, jako na złożony, powstający setkami lat efekt współdziałania i zmagania się człowieka, pór roku, podmuchu, jak stało się choćby z opisaną w środku książki Pustynią Błędowską.
Jak to jest napisane! Lekko a precyzyjnie, ze szczodrze rozdawanymi kalamburami („Za miastem rzeka zmieniła stan skupienia na rozkojarzony”)L
Trzeba odginać gałęzie i dostawać od nich z liścia”), ale i zdaniami, od których idzie mróz, a potem zachwyt: „Kanały melioracyjne, czarny ścieg na strzępie białego materiału. Te szersze wciąż żyły czarną smołą, jakby przez rozcięcia na skórze ziemi wyglądało piekło.
Tak właśnie bywa na Pulwach, między sznureczkiem tropów lisa a przejeżdżającą gdzieś daleko śmieciarką, gdzie w zimowy dzień powietrze jest „ziarniste jak stara kronika filmowa”, a niebo „drobi heksagonami bieli”. Takich fraz mógłby pozazdrościć Michał Cichy; a to już wiele.
Tydzień temu pisałem kilka słów o antologii eseju polskiego, który jest gatunkiem dla perypatetyków. Trafić do tej dziedziny można, jak widać, na wiele sposobów i wieloma ścieżkami: albo nazbyt już może wydeptanym szlakiem klasyków, albo sunąc na biegówkach przez łąki, które są jak flaga Estonii: granat, biel i czerń.
Więcej o książce Adama Robińskiego „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg” (Wydawnictwo Czarne) i o przejmującej powieści Juliana Barnesa „Zgiełk czasu” (Świat Książki) – w najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/366900-troche-w-bok-od-szosy-glownej