Ostatnie ekranizacje książek mistrza grozy nie były udane. Poza nową wersją „To” próżno było szukać filmów porównywalnych do „Misery” nie mówiąc już o De Palmowskiej „Carrie”. Porażka „Mrocznej wieży” jest najlepszym dowodem zadyszki filmowców mocujących się z dziełami Kinga. Do gry, nomen omen, musiał wejść Netflix zabierający się za ekranizacje mniej popularnej powieści Kinga „Gra Geralda”.
Do malowniczo położonego w głuszy nad jeziorem domku przyjeżdża zamożne małżeństwo. Jessie (Carla Gugino) i Gerald (Bruce Greenwood) chcą uratować przeżywający kryzys związek. Jak? Poprzez pikantne seksualne zabawy w odosobnieniu. Gerald szczegółowo zadbał by nikt przez weekend nie przeszkadzał i na pewno nie zjawił się w posiadłości. Niewinna zabawa zamienia się w koszmar.Jessie zostaje przykuta kajdankami do łóżka, Gerald dostaje zawału serca i…pada trupem. Przykuta do łóżka Jessie nie może liczyć na pomoc sąsiadów. Mrok pokrywa otoczenie, w domku pojawia się wiecznie głodny pies, w ciemności z oknem kryje się…coś. Na dodatek Jessie prześladuje wydarzenie sprzed 30 lat, które miało miejsce w tym samym domku podczas zaćmienia słońca.
Producenci z Netflixa wiedzieli komu powierzyć lejce takiego thrillera. Mike Flanagan to autor świetnych horrorów „Oculus” i „Ouija: Narodziny zła”. Udowodnił, że czuje ten gatunek. Nie tylko wie jak nie popaść we wtórność, co dziś jest niezwykle trudne w horrorze, ale potrafi doskonale grać nastrojem. „Gra Geralda” jest całościowo oparta na nastroju. O ile „Misery” był teatrem dwóch aktorów, tutaj w zasadzie wszystko jest oparte na roli Carli Gugino. To kreacja wyrazista, umocowana w najgłębszych emocjach. Kamera nie opuszcza twarzy Gugino, na której malują się wszystkie możliwe emocje. Podniecenie, szok, strach, zwątpienie, nadzieja, radość- to naprawdę przejmująca i wspaniała kreacja. Przypomina rolę Jamesa Franco w „127 godzin”. Oboje wcielają się w bohaterów, którzy samotnie muszą wyrwać się ze śmiertelnej pułapki. Zamknięci we własnym umyśle, sparaliżowani lękami są zmuszeni przekroczyć psychiczne i fizyczne ograniczenia by uratować życie.
Powieść Kinga pochodzi z 1992 roku więc z czasu jego feministycznych manifestacji. Rok później powstała znakomita „Dolores Claiborne”. Oba dzieła traktują o skrzywdzonych przez mężczyzn kobietach, które są zmuszone pokonać wewnętrzne demony. „Gra Geralda” jest też metaforą więzienia. Mentalnego zakucia w kajdany, które nakładają na nas traumatyczne przeżycia. Flaganowi udaje się rozegrać całą opowieść między psychologicznym dramatem, thrillerem i rasowym horrorem. Świetna robota.
5/6
„Gra Geralda” dostępna na NETFLIX
-
Nie musisz wychodzić z domu, by przeczytać bieżący numer tygodnika „Sieci”!
Kup e - wydanie naszego pisma a otrzymasz dostęp do aktualnych jak i archiwalnych numerów największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce. Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/363392-gra-geralda-znakomita-ekranizacja-mniej-znanej-powiesci-stephena-kinga-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.