Podczas dyskusji o sytuacji teatru polskiego, w ramach cyklu debat organizowanych przez Prezydenta RP w Belwederze 20 września tego roku, można było usłyszeć niezwykle ciekawą wymianę opinii. Zogniskował się w niej zasadniczy spór, jaki toczy się w polityce i kulturze polskiej, jak i nieporozumienia związane z tym sporem. Jednym z panelistów tej debaty był Antoni Libera, pisarz, tłumacz, reżyser teatralny, twórca dysponujący potężnym intelektem i erudycją, znany z niezależności sądów. Poproszony o zabranie głosu w sprawie problemów teatru, Libera przedstawił szersze europejskie tło konfliktów kulturowych, zaznaczając pewien dystans do tego, co dzieje się w kulturze w Europie Zachodniej. Stwierdził, że tylko taki opis pozwala nam zobaczyć także to, co się dzieje w Polsce. I choć był to opis bardzo analityczny i trzeźwy, wywołał emocjonalną reakcję Olgierda Łukaszewicza, Prezesa Związku Artystów Scen Polskich, który zwracając się do Antoniego Libery powiedział, że bardzo dziękuje za jego wypowiedź, bo on teraz nareszcie już wie dlaczego jest w tym obozie ideowym, a nie tym do którego przynależy Libera.
Znany i lubiany aktor, zarzucił Liberze, że ten sugeruje jakoby Unia Europejska nie chce być religijna, że gdybyśmy jako Polacy byli religijni to nie byłoby problemów z tożsamością, tą tożsamością której świadectwo dawali, ci którzy budowali Teatr Narodowy. Namawiał gorąco - jak trybun ludowy - aby ci wszyscy, którzy nie mają zaufania do Unii, przypomnieli sobie skąd przyszedł kapitał, i że mówienie o tym, że wraz z kapitałem przychodzi wróg jest jakimś nieporozumieniem. Unia Europejska ma odczuć, że Polska z entuzjazmem wspiera projekt europejski, o którym marzył na polu bitwy pod Olszynką Grochowską podczas Powstania Listopadowego Wojciech Jastrzębowski. Tam –perorował Łukaszewicz – powstała pierwsza konstytucja europejska a stworzył ją ów Jastrzębowski, rówieśnik Adama Mickiewicza. Te projekt spełnił się w przynajmniej siedmiu obszarach w Unii Europejskiej. Wróćmy do korzeni - apelował aktor. Nie nienawidźmy razem z Mickiewiczem Europy, i nie mówmy że Europa wciąga na krzyż naród polski i nam urąga. Spójrzmy oczami Jastrzębowskiego, który widział rozszarpywane trupy pod Olszynką, gdzie zginęło w ciągu jednej doby 20 tysięcy żołnierzy. Uwierzmy - zakończył z patosem – że ta błękitna flaga z gwiazdami symbolizuje nasze aspiracje. Rozmawiajmy z Unią”.
Rzecz tym, że ta wypowiedź, mimo że Łukaszewicz zwracał się do Libery, nijak się miała do słów tego ostatniego. Libera tego nie powiedział a Łukaszewicz mimo to słyszał. Nie dyskutował z Liberą tylko z jakąś stworzoną przez siebie wizją, wizją, w której a priori jest założone, że naród polski dzieli się na postępowych zwolenników Unii i jej wrogów, do których Łukaszewicz bezceremonialnie zaliczył europejczyka tej klasy co Libera. Pomijam już ulokowanie miejsca, gdzie zdaniem Łukaszewicza wykluwała się europejska koncepcja Jastrzębowskiego, czyli pole bitwy. Otóż podczas bitwy myśli się raczej o tym jak nie być zabitym a nie snuje się intelektualnych wizji. Przyznam się, że słuchając Olgierda Łukaszewicza, trudno było mi ukryć rozbawienie i zdziwienie jednocześnie czymś, co się nazywa tworzeniem indiosynkrazji, która jest efektem rozmowy z samym sobą lub z głosami słyszanymi tylko przez twórcę indiosynkrazji. Po pierwsze Libera nie jest katolikiem. To co o Polsce i Europie mówił, mówił nie z pozycji religijnych czy kościelnych. Po drugie: należał do euro-entuzjastów, entuzjazm jego zmalał co prawda, ale nie wygasł. Pozostał jak każdy rozsądny polski obywatel zwolennikiem obecności Polski w Unii. Zawsze akcentował i akcentuje to, że Polska należy do łacińskiego Zachodu i tego winna się trzymać a największe zagrożenie nie płynie do Polski z Zachodu, tylko z Rosji. A co do Europy, zauważył tylko, że nasze nieszczęście jako narodu i kraju polega na tym, że często przychodziliśmy do Europy za późno, nie w momencie kiedy ta Europa była silna, ciekawa i atrakcyjna. Wtedy byliśmy wykluczeni. Obecnie kiedy zostaliśmy do niej przyjęci, Europa jest w stanie arcygłębokiego kryzysu. Tyle Libera. Dlaczego na rzeczową argumentacje Libery Łukaszewicz zareagował tak emocjonalnie, że wytoczył cały arsenał anty-romantycznych motywów przyprawionych demagogią, tworząc widmowego wroga niczym romantycznego upiora? Może pozostaje więźniem zdegenerowanej projekcji późnoromantycznej, co oznacza, że gdy rozum śpi budzą się upiory? Może kieruje nim jakaś świecka europejska mistyka? A może, i to chyba jest prawdopodobnie najbliższe prawdy przypuszczenie, diabeł z „Wielkiej Improwizacji” Mickiewicza wdał się z Łukaszewiczem w rozmowę i podsunął mu ten omam-koncept? Ale ostatecznie tylko Bóg jeden raczy wiedzieć skąd się on wziął w głowie wybitnego aktora.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/361881-spor-w-teatrze