Jak dobrze, że postanowiłem nadrobić taką filmową zaległość! W ciągu trzech dni obejrzałem trzy częściowy remake „Planety małp” w ujęciu Matta Reevesa. Śmiem twierdzić, że to najlepsza trylogia Si-fi ostatnich kilkunastu lat. Imponująca wizualnie, inteligentna, spójna i wzruszająca
„Wojna o planetę małp” zamyka wątki poruszone w „Genezie planety małp” i „Ewolucji….”. Wyprodukowany jako antidotum na śmiertelne choroby w laboratorium wirus ewoluował i zmutowany atakuje resztkę ocalałych ludzi. Odporne na niego genetycznie zmodyfikowane małpy pod przywództwem Cezara ( Andy Serkis) są coraz inteligentniejsze i coraz mocniej zagrażają ludzkości. Wybuchła wojna. Dążące do pokoju małpy ukrywają się w górach. Dopaść je za wszelką cenę chce samozwańczy zbawca ludzkości i dezerter z amerykańskiej armii pułkownik (Woody Harrelson). To nowy pułkownik Kurtz z „Czasu Apokalipsy” Coppoli. Chce zbudować nowy świat, chroniąc go przed prawami ewolucji, która tym razem preferuje małpy.
Wychowany przez kochających ludzi i skrzywdzony przez resztę ludzkości Cezar wciąż jednak wierzy w koegzystencje dwóch gatunków. Wierzy jako ostatni. Dlatego musi odwiedzić Jądro Ciemności i stawić czoła złu totalnemu. Część zbuntowanych przeciwko niemu małp kolaboruje z reżymem. Jak kapo w obozach koncentracyjnych pomagają ludziom, nie wierząc, że i tak idą na śmierć. Tyle, że zhańbieni.
Część akcji „Wojny…” rozgrywa się zresztą w obozie pracy dla małp. To tam rozegra się ostateczna walka między małpą a człowiekiem. Będzie też to walka z samym sobą. Z nienawiścią i gniewem. Czy bohaterowie znajdą w sobie miłosierdzie? Naprawdę takie pytania podczas seansu „małpiej trylogii” mi się nasuwały. Szczególnie, że Andy Serkis znów ( wcześniej grał Golluma i King Konga) tchnął w częściowo cyfrowo wykreowaną postać życie. Ta rola naprawdę porusza emocjonalnie.
Reeves nie tylko w perfekcyjny sposób pokazał wizualnie planetę opanowaną przez małpy, ale jak w najwybitniejszych dziełach Si-fi postawił ważne egzystencjalne pytania. Czy ludzkość ma zapisaną autodestrukcję w genach? Czy karą dla dr. Frankensteina, który stworzył potwora jest śmierć z jego rąk? Twórcy ocierają się nawet o symbolikę religijną ( ofiara na krzyżu i Mojżeszowe wyprowadzenie z niewoli do raju), nie popadając przy tym w tandetny kicz. Reeves korzystając z westernowej poetyki perfekcyjnie zwieńczył przenikliwą, a przecież czysto rozrywkową trylogię. To prawdziwy „Czas małpiej apokalipsy”.
5,5/6
„Wojna o planetę małp”, reż: Matt Reeves, dystr: Imperial Cinepix
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/353315-wojna-o-planete-malp-czas-malpiej-apokalipsy-znakomity-final-trylogii-recenzja