Jeśli prof. Nalaskowski wie, jak jedno przełoży się na drugie, niech to napisze. Bo na razie na ogólnikową opinię aktora odpowiada ogólnikami jeszcze większymi.
Ale to nic w porównaniu z kimś, na kogo zawsze można liczyć. Posłanka Krystyna Pawłowicz obwieściła, że Fronczewski stoi „tam, gdzie stało ZOMO”. Czyli zrobiła to co zawsze, kolejną nie lubianą przez siebie postać, a są ich hufce, poczęstowała inwektywą. Tu już nie ma nawet próby objaśnienia, jak te ustawy polepszą jakość sądownictwa. Krytykujesz, jesteś wróg, sojusznik Mazgułów, mentalny postkomunista. Oczywiście hejterska publika przyjmie to, też jak zwykle, z zachwytem. Ale czy to naprawdę musi być jedyny sposób dialogowania w Polsce o polityce?
W normalnym kraju partia rządząca nie zrażałaby bez potrzeby kogoś, kto ma inne zdanie w jednej sprawie, zwłaszcza jeśli jest to ktoś znany i popularny, a niespecjalnie dawał się wcześniej we znaki. W Polsce zadanie komunikowania się ze światem zewnętrznym pozostawiono – zapewne na zasadzie splotu przypadków – posłance Pawłowicz. Dziesiątki innych, przestrzegających zasad savoir vivre’u, polityków PiS milczy. A potem będzie jęk i opowieści, jak bardzo nas nie lubią sfery artystyczne. Oczywiście, ich część cierpi na antypisowską fobię, bywa niesprawiedliwa, nachylona w lewo itd. Ale czy to powód aby „dialog” zostawiać osobie, która od dawna nie umie normalnie rozmawiać?
Nie muszę się zgadzać z Piotrem Fronczewskim w sprawach polityki, wiem, że nie jest człowiekiem prawicy, ale jest nie tylko wielkim artystą. Jest w sporach o kształt teatru, sztuki, człowiekiem o poglądach tradycyjnych. Na zdrowy rozum potencjalnym sojusznikiem polityki kulturalnej rządu, którą ja w wykonaniu Piotra Glińskiego i jego ekipy uważam za racjonalną. Rozmawiajcie z nim, przekonujcie. Nie czyńcie z niego wroga.
Zresztą jeśli Fronczewski stoi po stronie ZOMO, to ja także, bo od początku przed ustawami zawetowanymi ostatecznie przez prezydenta przestrzegałem. I ja chętnie wezmę na swoje barki tę metaforę, która służy obrażeniu, ale w tym przypadku merytorycznie nic nie znaczy. Wezmę, jeśli może to osłonić tak znakomitego polskiego artystę przed dalszymi nieprzyjemnościami.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jeśli prof. Nalaskowski wie, jak jedno przełoży się na drugie, niech to napisze. Bo na razie na ogólnikową opinię aktora odpowiada ogólnikami jeszcze większymi.
Ale to nic w porównaniu z kimś, na kogo zawsze można liczyć. Posłanka Krystyna Pawłowicz obwieściła, że Fronczewski stoi „tam, gdzie stało ZOMO”. Czyli zrobiła to co zawsze, kolejną nie lubianą przez siebie postać, a są ich hufce, poczęstowała inwektywą. Tu już nie ma nawet próby objaśnienia, jak te ustawy polepszą jakość sądownictwa. Krytykujesz, jesteś wróg, sojusznik Mazgułów, mentalny postkomunista. Oczywiście hejterska publika przyjmie to, też jak zwykle, z zachwytem. Ale czy to naprawdę musi być jedyny sposób dialogowania w Polsce o polityce?
W normalnym kraju partia rządząca nie zrażałaby bez potrzeby kogoś, kto ma inne zdanie w jednej sprawie, zwłaszcza jeśli jest to ktoś znany i popularny, a niespecjalnie dawał się wcześniej we znaki. W Polsce zadanie komunikowania się ze światem zewnętrznym pozostawiono – zapewne na zasadzie splotu przypadków – posłance Pawłowicz. Dziesiątki innych, przestrzegających zasad savoir vivre’u, polityków PiS milczy. A potem będzie jęk i opowieści, jak bardzo nas nie lubią sfery artystyczne. Oczywiście, ich część cierpi na antypisowską fobię, bywa niesprawiedliwa, nachylona w lewo itd. Ale czy to powód aby „dialog” zostawiać osobie, która od dawna nie umie normalnie rozmawiać?
Nie muszę się zgadzać z Piotrem Fronczewskim w sprawach polityki, wiem, że nie jest człowiekiem prawicy, ale jest nie tylko wielkim artystą. Jest w sporach o kształt teatru, sztuki, człowiekiem o poglądach tradycyjnych. Na zdrowy rozum potencjalnym sojusznikiem polityki kulturalnej rządu, którą ja w wykonaniu Piotra Glińskiego i jego ekipy uważam za racjonalną. Rozmawiajcie z nim, przekonujcie. Nie czyńcie z niego wroga.
Zresztą jeśli Fronczewski stoi po stronie ZOMO, to ja także, bo od początku przed ustawami zawetowanymi ostatecznie przez prezydenta przestrzegałem. I ja chętnie wezmę na swoje barki tę metaforę, która służy obrażeniu, ale w tym przypadku merytorycznie nic nie znaczy. Wezmę, jeśli może to osłonić tak znakomitego polskiego artystę przed dalszymi nieprzyjemnościami.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/352967-czy-hejt-to-dobra-odpowiedz-na-marginesie-sporu-z-piotrem-fronczewskim?strona=2