„Opowieść podręcznej”, powieść Margaret Atwood z 1985 roku to żelazna klasyka science fiction, która regularnie pojawia się wysoko w przeróżnych zestawach typu „kanon SF”. Ciekawe, że sama autorka właściwie nie uznaje swego dziełka za fantastykę naukową, uznając zasadę, zgodnie z którą „jeśli coś jest dobrą literaturą, to nie może być SF”. Podejrzewam też, że jako feministka nie może darzyć sympatią literatury, której odbiorcami są teoretycznie nastoletni chłopcy zafascynowani nowoczesną technologią. Vonnegut, Dick, Ballard też w magiczny sposób przestawali być uznawani za pisarzy-fantastów, odkąd pochyliła się nad nimi z szacunkiem krytyka uniwersytecka. Aczkolwiek dziś uprzedzenia są mniejsze niż jeszcze kilkanaście lat temu.
Powieść Atwood powstała w czasach „głębokiego reaganizmu” i odreagowała te ponure i faszystowskie dla liberalnych feministek czasy. Wydanie w Polsce w 1992 roku przez PIW w niefantastycznym, dość prestiżowym cyklu „Klub Interesującej Książki” było raczej ciekawostką – taka radykalna perspektywa feministyczna była czymś tak odmiennym i egzotycznym, że sama w sobie stanowiła swoiste science fiction. Feminizm nie był traktowany jeszcze zbyt poważnie, a potwór gender nie straszył po uniwersytetach. Ciekawe, że jej polskie wydanie zbiegało się w czasie z falą antyklerykalizmu u nas (1992 rok to to też „Piersi” Kukiza i „ZChN zbliża się”) – a powieść dowala ostro fanatyzmowi religijnemu i straszy nieludzką teokracją, którą chcą zafundować ponurzy panowie z partii mieniących się chrześcijańskimi.
Teraz doczekaliśmy się porządnej, telewizyjnej adaptacji powieści Atwood (pierwszej, kinowej, dokonał Volker Schlöndorff w 1990 roku) – czy to przypadek, że akurat teraz, w czasie początkującego trumpizmu? Nie wiadomo, w końcu dystopie jako takie, choć w wersji light i „young adult” od czasów „Igrzysk śmierci” i jej klonów („Więzień labiryntu”, „Wierna”) przeżywają drugą młodość. Jeśli popkultura jest papierkiem lakmusowym zbiorowej podświadomości, znaczyłoby to, że obawiamy się powszechnie totalitaryzmu i faszyzmu (faszystowską wersję Ameryki niedawno można było obejrzeć w adaptacji „Człowieka z Wysokiego Zamku” Philipa Dicka). Inna sprawa, że ów „faszyzm” dla libertarianina znaczy coś zupełnie innego niż dla Margaret Atwood i jej feminizujących czytelników.
„Opowieść podręcznej” wygląda jak ponura riposta na „Seksmisję”. Zły patriarchat, zły religijny fundamentalizm, hierarchiczne społeczeństwo, tłamszone kobiety sprowadzone do ról klaczy rozpłodowych. Hipokryzja w pełnej krasie – funkcjonują tajne domy publiczne, gdzie zresztą różne alfa-females sprzed rewolucji patriarchalnej wolą się „spełniać zawodowo” zamiast w karnych obozach. Świat ma problem z płodnością po bliżej niesprecyzowanej epidemii, znaleziono więc precedens biblijny: historię Jakuba i Racheli i powołano „instytucję” Podręcznych, czyli niewolnic i matek zastępczych zarazem, zapładnianych przez mężczyznę-patriarchę na łonie własnej żony. Pierwszoosobowa narracja powieści odpowiada narracji serialowej – wydarzenia śledzimy niemal wyłącznie z perspektywy Offred (Elisabeth Moss). Patriarchę gra Joseph Fiennes, jego żonę – aktorka o polskich korzeniach Yvonne Strahovski. Jest jeszcze Nick (Max Minghella), kochanek Offred i „kagiebista” jednocześnie.
Historię bohaterki poznajemy w kolejnych retrospekcjach, serial kończy się tam, gdzie książka – zatem w zapowiedzianym już drugim sezonie zobaczymy zupełnie nowy materiał. Relacje są zniuansowane, twórcy akcentują głównie tłamszenie jednostki przez bezduszną machinę państwa, strach przed ujawnianiem uczuć i heroizm rzadkich przypadków „obywatelskiego nieposłuszeństwa”.
Trudno odmówić serialowi porządnej realizacji – duszny klimat jest świetnie oddany, podkreślany dodatkowo przygaszoną kolorystyką. Twórcy koncertowo grają na emocjach widza, akcentując melodramatyczne wątki (utrata dziecka, zaginiony mąż, próby samobójcze – „bo ja już w tym świecie nie wyrabiam”). Jestem pewien, że Republikę Gileadzką z powieści/serialu wiele osób porówna w skali niemal 1:1 z Ameryką Trumpa, które, siedząc w wygodnych fotelach i hejtując polityków, poczują się jak niespełnieni herosi czy ofiary systemu patriarchalnego. Niemniej trudno brać na poważnie realne niebezpieczeństwo powstania gdziekolwiek takiej biblijnej teokracji (w powieści/serialu w duchu raczej starotestamentowym, ale z elementami chrześcijaństwa). Prędzej uwierzę w teokrację opartą na prawach innej, najbardziej agresywnej dzisiaj religii. Ale o tym wysokobudżetowego serialu czy filmu raczej nie obejrzę.
4/6
„Opowieść podręcznej” (Handmaid’s Tale) dostępny na Showmax
Sławomir Grabowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/347675-anty-seksmisja-czyli-opowiesc-podrecznej-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.