Długie trwanie to jeden z wielu terminów, które z wysokiej humanistyki trafiły do języka codziennego. Wszyscy marzą o długim trwaniu, coraz trudniej posmakować go w czasie, który niewiarygodnie przyspieszył: kolejne newsy trzaskają jak purchawki, gwiazdy i autorzy starzeją się tak szybko, że z nostalgią wspomina się już nie wakacje dzieciństwa, lecz premierę sprzed roku.
Tymczasem tuż obok nas trwa dyskretnie, czasem tylko dając o sobie do zrozumienia grasejowaniem, fularem czy poszetką osobny świat, a przynajmniej nienazwana jego prowincja: „rozszerzona rodzina”, grono kilkudziesięciu, kilkuset może rodów którym wspólne są ziemiańskie korzenie, doświadczenie utraty dóbr ziemskich i innych zasobów albo we wrześniu roku 1939, albo sześć lat później. Przede wszystkim jednak – pamięć sięgającej wielu pokoleń wstecz przeszłości i determinacja, by funkcjonować w wybranym w ten sposób kręgu najszerzej definiowanych krewnych, wychowując w nim dzieci i szukając partnerów na dorosłe życie.
Skoro o zjawisku tym piszą w „Totemie szlacheckim” nie Tomaso di Lampedusa do spółki z Vladimirem Nabokovem lecz dwaj profesorowie socjologii, Rafał Smoczyński i Tomasz Zarycki, czytać będziemy nie o szeleście srebrnej cynfolii w pokoju dziecinnym, lecz o „socjalizacji potomstwa w szerszym polu krewniaczym”, a zamiast opisu sarniookiej kuzynki ze śmiechem przedzierającej się przez ligustrowy żywopłot poznamy reguły towarzyszące „zawieraniu homogamicznych małżeństw” w celu uniknięcia „niegenealogicznej logiki doboru towarzyskiego”. Jest w takiej lekturze pewna, wyłącznie zresztą stylistyczna, perwersja: jeśli jednak oswoimy się z terminologią, fenomen istnienia współcześnie z nami „rodziny równoległej”, w której, jak od niechcenia wspomina jeden z respondentów z Krakowa, „czasem spotyka się jakiegoś kuzyna, z którym ma się wspólnego przodka dajmy na to z XVII wieku (…) Mam z takimi osobami bliski kontakt rodzinny, na pewno bliższy niż z wieloma kolegami ze studiów czy z pracy” stanie nam przed oczami jak żywy.
To poczucie własnej odrębności i niechęć do jej utraty niełatwe jest do odróżnienia, na poziomie psychologii indywidualnej, od ostentacyjnej wyniosłości. Taka zaś postawa katalizuje prawdziwie republikańską irytację: konia z rzędem (by odwołać się do szlacheckich atrybutów) temu, kto czytając o „wyprawach narciarskich dzieci postziemiańskich” nie poczuje, jak sypie mu się pod nosem już wąs dorożkarski, lecz wręcz szczecina Szeli: aha, to z nami nie chcecie się bawić, bo macie się za lepszych, psiekrwie? Ochłonąwszy jednak, można uznać genialność tego rodzaju konceptu. Bez przymusu, bez śmiesznych rytuałów, w dwieście lat po zniesieniu stanów, samym natężeniem woli, samym wysiłkiem zbiorowej pamięci o przodkach stworzyć środowisko spójne, lecz nie zamknięte, dochowujące pewnych wzorów zachowań i stanowiące wzór oddziałujący na innych, cieszące się wysokim prestiżem – to coś, co nie udało się żadnym iluminatom, wolnomularzom ani burżujom, których dzieci najdalej w trzecim pokoleniu pospolitują się i nikną w pomroce dziejów. Rasa, panie dzieju.
Opis sieci społecznej żyjącej dziś w Polsce „rozszerzonej rodziny” to jednak zaledwie tło dla najciekawszej tezy dwóch badaczy, którzy w nowy sposób podeszli do zagadnienia, mającego w Polsce długą tradycję: rzeczywistego i wyobrażonego rodowodu inteligencji, ale również innych współczesnych elit społecznych. Zarycki i Smoczyński przypominają, że historycznie inteligencja rywalizowała z ziemiaństwem przez większość wieku XIX, u progu XX odbierając mu „rząd dusz” i stając się depozytariuszem kapitału kulturowego. Relacje i zasługi zawodowe, towarzyskie czy obywatelskie mają od tej pory w szerokim świecie prymat nad stosunkami rodzinnymi i genealogicznymi. Zarazem jednak – to świetny paradoks! - wzorzec zachowania obywatelskiego, stworzony na podstawie wyobrażeń o szlacheckości, ów tytułowy „totem” w rozumieniu Durkheima, nadal obowiązuje, i do niego starają się równać nowe i jeszcze nowsze elity. W tym sensie Polacy, w zdecydowanej większości posiadający chłopskie korzenie, są i pozostaną „narodem szlacheckim”.
Więcej o „Totemie szlacheckim” - ale także o ziemianinie tout court Edwardzie Raczyńskim, ambasadorze, ministrze, wreszcie prezydencie Rządu RP na Uchodźstwie, i o Bibliotece Widmowej, czyli o książkach nieistniejących w rzeczywistości, lecz wymyślonych przez polskich pisarzy i pojawiających się w ich powieściach – w najnowszym wydaniu tygodnika „W Sieci”, obecnym w kioskach od 26 czerwca.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/345762-gdy-w-ankiecie-sie-ziemianin-byly-ma