"The Circle. Krąg". Nudny banał. RECENZJA

Od czasu przenikliwego „Truman Show” Petera Weira z końca lat 90. kwestia powszechnej inwigilacji, czuwającego nad nami Wielkiego Brata, któremu oddajemy naszą wolność w imię bezpieczeństwa jest tematem dziesiątków filmów i seriali. Raz z lepszym („Impersonalni”), raz z gorszym („Snowden”) efektem dostajemy kolejną dawkę przestróg przed współczesnym superpaństwem. Tym razem efekt jest wyjątkowo przeciętny.

Znudzona swoją posadą Mae (Emma Watson) dostaje pracę w potężnej firmie internetowej The Circle. Założyciel firmy Eamon Bailey (Tom Hanks) to samozwańczy geniusz i wizjoner, który uważa, że może zbawić USA. Ona zafascynowana nie widzi, jak staje się trybikiem w inwigilacyjnej maszynie swojego szefa.

Film średnio sprawdza się jako thriller. Nie trzyma w napięciu, ma banalne rozwiązania fabularne, dobroduszny Tom Hanks nijak zaś nie pasuje na łotra spod socialmediowej ciemnej gwiazdy. James Ponsoldt opowiadając o świecie, w którym społeczeństwo przez 24 godziny na dobę transmituje swoje życie, przestrzega nas przed powszechnym dziś otwieraniem naszej prywatności przed wielkimi korporacjami. Czy to jednak dla świadomego człowieka wiedza odkrywcza? Czy naprawdę mamy złudzenia co do działań Google’a, Facebooka i reszty korporacyjnych wielorybów?

Oglądając „The Circle”, miałem to samo uczucie, co kilkanaście lat temu, gdy patrzyłem na szok widowni spowodowany dokumentem „Super Size Me” o zgubnym wpływie regularnego jedzenia fast foodu. Naprawdę nie wiecie, że burgery i kurczaki z McDonalda są bardzo szkodliwe dla zdrowia, a wszechobecne kamery na ulicach naszych miast i wrzucanie prywatnych zdjęć na fejsa to dobrowolne oddanie naszej prywatności? Jeżeli to odkrywcza teza, to oglądajcie. Ja wolę, jak mi mówią coś, czego nie wiem.

3/6

„The Circle. KrąG”, reż. JameS Ponsoldt, dystr. Kino Świat