„Nie przypominamy i nie naśladujemy teatru zawodowego. Jesteśmy nieprofesjonalistami, którzy kochają bawić się w teatr, rozmawiać o teatrze, bywać w teatrze”. – pisze o sobie w programie Inowrocławski Teatr Otwarty działający od 27 lat. Ja widziałem pięć ich inscenizacji. Tym razem pojechałem do Inowrocławia na „Pustostan” wystawiony na podstawie sztuki młodej pisarki Malwiny Prześlugi.
Zanim przedstawię opinię o sztuce i o inscenizacji, parę uwag o tych, co mnie podejmowali. ITO działa przy Kujawskim Centrum Kultury, dysponuje prawdziwą, nawet jak na takie przedstawienia nieco zbyt monumentalną sceną. Sala mieści ponad 300 osób. Tego popołudnia, a był to upalny poniedziałek, niemal wszystkie miejsca były zajęte. Głównie przez ludzi młodych. Już to jest fenomenem.
ITO jest fenomenem z wielu powodów. Od początku prowadzi go Elżbieta Piniewska, charyzmatyczna polonistka z miejscowego sławnego Liceum im. Jana Kasprowicza (chodził do niego przed wiekami prymas Glemp). Nic dziwnego, że trzon stanowią licealiści z „Kaspra”. Ale w tym spektaklu na 16 osób, dwie były z sąsiedniego Liceum im Konopnickiej. Mijają lata, zmieniają się twarze, a teatr trwa. I jako widz pięciu różnych widowisk zaświadczam, że zawsze trzyma poziom.
Jeśli napisali, że nie chcą przypominać teatru profesjonalnego, ja mogę napisać, że czasem mają nad nim pewne przewagi. Unikają zbędnych dziwactw, za to grzebią (a właściwie magister Piniewska grzebie) we współczesnej polskiej literaturze. Znaleźć tam dobry dramaturgiczny materiał nie jest łatwo. Ale teatr po skokach w bok, w czystą literackość („W oparach absurdów fioletowej krowy” – poetycki purenonsens), albo w rocznicowość („Płomienie wolności”, ładny hołd węgierskiej rewolucji 1956 roku) wrócił do tego co lubi najbardziej – do naszego życia. A właśnie tego życia za mało znajduję w teatrze profesjonalnym.
Czy wygrzebana w „Dialogu” sztuka Prześlugi spełnia oczekiwania? Jest prosta w konstrukcji, dobrze napisana. Można kręcić nosem, ja akurat widziałem w ostatnich latach sporo sztuk o tym, że rodzina zebrana przy wspólnym stole to koszmar. „Daily Soup” Amanity Muskarii czy „Między nami dobrze jest” Masłowskiej-Jarzyny to znamienne przykłady. W obu grała jako babcia Danuta Szaflarska. Tu też mamy babcię, co więcej pełni ona podobną rolę – zagubionej outsiderki przypominającej, że kiedyś było inaczej, lepiej, bardziej uczuciowo. Trudno więc mówić o jakiejś zaskakującej oryginalności tekstu, powtarzam sprawnie upichconego.
Nieraz mam zresztą wątpliwości czy to periodyczne znęcanie się nad zwykłymi Polakami, którzy w podkoszulkach i kieckach przy karpiu gapią się w telewizor (tu głównie w „Kevina samego w domu”) do czegoś nowego i odkrywczego prowadzi. Aczkolwiek akurat „Pustostan” broni się paradoksalnie pewną powściągliwością w demonstrowaniu rodzajowości. A w finale przeraźliwym smutkiem. Kiedy usłyszałem, że po inscenizacji będącej w dużej mierze groteską, chwilami farsą, jedna z dziewcząt na widowni się rozpłakała, pomyślałem sobie: a może warto.
Dla mnie to tylko kolejna pozycja w ciągu inscenizacji w całym kraju. Dla wchodzących w życie młodych (choć i starszych, było ich trochę) Inowrocławian to być może okazja zastanowienia się, jakich błędów warto uniknąć we własnym życiu. Wiem, że brzmi to obrzydliwie dydaktycznie. Ale czymże jest teatr młodzieżowy, który nie chce udawać profesjonalnego, jak nie jedną wielką lekcją? A Prześluga nadaje się do tej lekcji lepiej niż tamte i jeszcze inne sztuki. A gdy dodać do tego jeszcze i tę uwagę, że to wyjątkowo dobry materiał treningowy dla młodych aktorów…. Nie jest to sztuka realistyczna, operuje groteskowym skrótem, ale też uczy scenicznej interakcji.
Zawsze oglądając takie opowiastki zastanawiam się, czy ich wydźwięk jest konserwatywny czy „postępowy”. Zgodnie z uprzedzeniami lewicy rodzina bywa zbyt często przedstawiana li tylko jako źródło opresji, więzienie, miejsce permanentnej alienacji. A daleko nie zawsze tak jest. Przechył w tym kierunku uważam za ideologiczny.
A zarazem bunt przeciw pustce, tęsknota za wartościami, tu nawet może tymi autentycznie religijnymi (choć raczej w domyśle) – podpisze się pod tym i wielu konserwatystów, o ile nie wystraszy ich pełna dezynwoltury forma. Taką rolę pełni po troszę i Babcia jako symbol tęsknoty za lepszymi dniami. Nie rozstrzygam którego pierwiastka jest tu więcej, jaka wymowa się nasuwa. Na szczęście i autorka i reżyser Piniewska pilnowały się, żeby nadmiernie nie upublicystyczniać. A to dziś zmora wielu „zaangażowanych ideowo” przedstawień.
Dodając postacie Elfów przejmujące niektóre komentatorskie teksty siadającej do Wigilii rodziny, reżyserka zdynamizowała przedstawienie. Stało się jeszcze bardziej umowne, demonstruje się nam ten mikrokosmos w konwencji zgryźliwego dystansu. A przecież pod koniec ten dystans znika. Wszyscy mają kawałek racji. Dręczyciele są zarazem udręczeni, Ten wątek ludzi nie mogących wytrzymać sami ze sobą wydał mi się najciekawszy („Lucjuszu, jak ty możesz wytrzymać ze sobą?” – pyta Lord Voldemort starszego Malfoya w „Harrym Potterze”. „Nie wiem, panie” - pada odpowiedź).
Kapitalny ruch sceniczny, pomysłowe, prawie pantomimiczne ilustracje nastrojów – to by się nie udało, gdyby nie dźwignęli tego młodzi aktorzy. Szymon Grudzień jako Ojciec, Julka Korsakowska – Matka, Szymon Ludwig – Syn, Lena Pilatowska – Córka – każde z nich ma moment prawdy. Bardziej ozdobnikami, ale bardzo wdzięcznymi okazują się Joanna Świtek – Narratorka i Jakub Lewandowski – Gość. Właściwie należałoby wyliczyć także wszystkich odtwórców roli Elfów, bo każdy ma ważną etiudę.
Wyróżniam Julkę Krzesińską jako Babcię. To trudna rola, młodzi aktorzy nie umieją imitować starości i często po prostu nie próbują. Jak ta dziewczyna zrobiła, że nie popadając w naturalistyczną manierę, budziła współczucie jako zagubiona staruszka? Drugi mój typ to Adam Murawski jako Pies. Zagrany w poetyce smutnego Pierrota, zaskakująco ciepły, kompletnie niedosłowny, a jednak budzący sympatię.
Magister Piniewska zrobiła ze szkolnego teatru przybytek sztuki ustawiając wysoko poprzeczkę dla wszystkich tego typu przedsięwzięć w kraju. Nieprzypadkowo ITO jest gospodarzem cieszącego się zasłużoną renomą festiwalu Arlekinada.
A inna polonistka z „Kaspra” Małgorzata Wojciechowska wystawia z inną grupą teatralną w miejscowym domu kultury „Kartotekę” Różewicza. Za wcześnie obwoływano Polskę kulturalną pustynią.
„Pustostan” , scena zbiorowa
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/342123-pustostan-wystawiony-w-inowroclawiu-pokazuje-po-co-jest-mlodziezowy-teatr-po-to-aby-uczyc-zycia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.