Coraz częściej ograniczam się do filmów, które już widziałem. „Dreszcze” Wojciecha Marczewskiego przypominam sobie na Kino Polska. Oglądałem ten film w grudniu 1981 r. jako licealista. Poraziła mnie wtedy jego ostrość w demaskowaniu komunizmu. To nie była „Matka Królów” opowiedziana przez reformatora świetlanego ustroju zatroskanego „wypaczeniami”. Zaraz przyszedł stan wojenny i film zdjęto.
Marczewski, autor także „Ucieczki z kina Wolność”, to jeden z ważnych dla mnie polskich reżyserów. Po latach film „Dreszcze” się nie zestarzał. Groza obozu czerwonego harcerstwa, do którego trafia chłopiec z niepewnej rodziny (ojciec w więzieniu), nadal chwyta za gardło. Razem z nim chcemy pobiec do ubikacji, kiedy seksowna i fanatyczna druhna (oczywiście Teresa Marczewska) każe pisać pierwsze wypracowanie: „Co wiem o moich rodzicach”. Notabene ów kult rewolucyjnej szczerości dedykuję dziś wszystkim, którzy z różnych stron ideowych waśni nie wyzbyli się totalnego myślenia. A jest ich w Polsce legion.
„Dreszcze” to obraz bezkompromisowy, operujący porażającą symboliką, a przede wszystkim daleki od szukania w tamtej ideologii rewolucyjnej romantyczności. To znaczy, ona jest, ale zmieniona u startu w karykaturę. Brak też typowej nawet dla ludzi ówczesnej opozycji autocenzury, politycznej poprawności. Zideologizowany nauczyciel, weteran AL, a może wojny w Hiszpanii (Marek Kondrat) zderzony z religijną procesją. Obóz pionierów jako wyspa względnego luksusu w morzu szarej beznadziejności prowincji. Niektóre dzieci jako przyszli aparatczycy – w tym chłopiec o wyraźnie żydowskich cechach. Itp.
O jedno mam do Marczewskiego odrobinę żalu. Zdradzę: główny bohater pomimo trefnego pochodzenia przejdzie szybki proces reedukacji i latem 1956 r. (tuż przed krachem stalinizmu) wyda swoich kolegów. Otóż mnie jedna z jego ofiar, Jurek Kamiński, starszy zbuntowany chłopak rozumiejący, co się wokół niego dzieje („Oni wszyscy oszaleli”), interesuje równie mocno jak ten, co się złamał. A staje się on tylko tłem dla jego rozterek, jak w wielu dziełach o komunizmie.
Biedny Jurek Kamiński nie ma nawet nazwiska. To znaczy, nie ma go młodociany aktor, zapewne amator – obsady zamieszczone w Filmwebie i w IMDb spośród dziecięcych wykonawców wymieniają tylko Tomka Hudźca grającego główną postać. A szkoda, jest tu kilka dobrych ról.
A ja ciągle chciałbym wiedzieć, co się stało z tymi dwoma, którzy nie oślepli w czasach szaleństwa. Nie wystarczy mi wzmianka o konformistycznym ojcu, który posłał Jurka do czerwonego harcerstwa.
Ale Marczewski nie nakręci dalszego ciągu. Szkoda!
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/341745-zaremba-przed-telewizorem-gdzie-jest-chlopak-z-dreszczy