„Sieranevada” to rozciągnięta do prawie trzech godzin ostatnia scena arcydzieła „Łowca Jeleni” Michaela Cimino. U Cimino rodzina spotyka się na stypie tuż po pogrzebie. U Cristiego Puiu jest to spotkanie po 40 dniach od śmierci członka rodziny. Jednak nad obydwoma spotkaniami unosi się ten sam duch. Żałobnicy grają swoje role, ale wewnątrz kipią od tajemnic, grzechów i pretensji.
Genialnie wyreżyserowana i zagrana krzątanina żałobników, pół słówka, pozorne rozmowy o niczym, przepełnione jednak bólem codzienności. U Cimino katharsis nastąpiło przy amerykańskim hymnie, u Puiu zamyka się w śmiechu. Możliwe, że zamieniającym stypę w początek biesiady. Tylko jakiej?
Puiu dokonuje wiwisekcji nie tylko konkretnej rodziny, ale całościowo obnaża współczesną Rumunię. Oczekująca na przybycie spóźnionego księdza i nie mogąca przez to zasiąść do obiadu rodzina, z każdą kolejną minutą odsłania ukrywane sekrety. Nie tak spektakularnie i widowiskowo jak choćby w hollywoodzkim „Sierpień w hrabstwie Osage”. Nikt tu z łapami do nikogo nie skoczy i nie będzie spazmatycznie wrzeszczał jak Meryl Streep. A jednak fasada się sypie. Kobiety płaczą a mężczyźnie się wściekają. Puiu mistrzowsko prowadzi akcje, rozgrywając ją w czasie rzeczywistym ( stąd długość filmu) i na dodatek prawie nie wychodzi z małego mieszkania. Ręka godna Polańskiego, który jest specjalistą od tak prowadzonego psychologicznego kina.
Żal, że takie filmy nie powstają w Polsce, a przecież należymy z Rumunią do tego samego postkomunistycznego i postkolonialnego obozu. Puiu doskonale pokazuje rozdźwięk międzypokoleniowy. Żarliwa wiara starego pokolenia zderza się z teatralnie pustym celebrowaniem obrzędów przez ich dzieci. Wnukowie są wobec niej zupełnie obojętni, albo nawet wrodzy. Ktoś krzyczy, że kościół nie płaci podatków, inny przypomina zbrodnie czerwonych wobec duchowieństwa. Mamy komunistkę z ery przed Ceaușescu, która nawołuje do zamykania kościołów, ale na widok księdza udaję pobożną babcię ( SLD), sfrustrowanego nauczyciela (ponury Miauczyński), goniącego za zachodem kosmopolitę, napuszonego i cynicznego intelektualistę, który u nas by narkotyzował się Michnikiem, spóźnionych pokoleniowo opozycjonistów z komuny i zwolennika najbardziej odjechanych teorii spiskowych o zamachu na WTC ( Smoleńsk).
Choć polskie kino jest coraz lepsze to „Sieranevada” dowodzi, że jesteśmy przysłowiowo „za Rumunami”. Może nie 100 lat, ale wciąż nie potrafimy dokonać filmowej wiwisekcji narodu, nie wychodząc z kamerą poza cztery ściany M3 zapyziałego bloku. Ten film to arcydzieło.
6/6
Premiera 1 czerwca
„Sieranevada”, reż: Cristi Puiu, dystr: Gutek Film
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/341740-sieranevada-dlaczego-my-nie-robimy-takich-perel-przeciez-to-kino-rowniez-o-polsce-recenzja