Teatr Narodowy wystawił „Opowieść zimową” Williama Szekspira w inscenizacji Marcina Hycnara (człowieka, którego ogromnie poważam jako charyzmatycznego aktora). Posprzeczałem się o nią z Przemkiem Skrzydelskim, naszym teatralnym recenzentem. On jest mocno krytyczny. Ja uważam, że Hycnar zrobił rzecz „ładną teatralnie” (ulubione określenie krytyków).
Słabość podstawowa wynika stąd, że ta bajka o złym królu zmieniającym życie swojej rodziny w piekło (akt pierwszy), a potem o naprawianiu jego błędów po latach (akt drugi), to mniej oczywista, bardziej schematyczna sztuka wielkiego dramaturga. Skrzydelski twierdzi z kolei, że to nieprawda – każdy Szekspir jest fascynujący, trzeba tylko znaleźć do niego odpowiedni klucz.
Może można było iść jeszcze bardziej w „przedrzeźnianki”, bo jak zwrócił mi uwagę Adrian Zaremba grający w tym przedstawieniu sztuka wygląda brzmi chwilami niemal jak pastisz tragedii. Dodam od siebie, że jako rodzaj pastiszu potraktowała go w roku 1979 sławna aktorka Zofia Mrozowska wystawiając jako przedstawienie dyplomowe PWST – m.in. z Cezarym Morawskim (tak tak), Marią Mamoną, Grażyną Szapołowską, Marcinem Trońskim-Szalawskim, Stanisławem Górką i innymi. Mnóstwo tam wtedy śpiewano, bawiono się teatrem i wszyscy byli zachwyceni. Właśnie dlatego, że ta akurat sztuka Szekspira nie ma żadnej swojej „ortodoksji”, żadnego „poprawnego odczytania”.
Hycnar poszedł nieco inną drogą – akt pierwszy grany jest serio, jako solidna klasyczna tragedia, nawet jeśli z drobnymi efektami spoza epoki Szekspira. Akt drugi dopiero to już kolorowa zabawa w kontrolowany kicz, choć z nieco tajemniczym kontekstem (całość jako sen skruszonego króla Leontesa?) i z zakończeniem znowu serio. Akurat w tym przypadku zabawa w muzyczne i inne cytowanki mnie zupełnie nie razi, bo sama sztuka traktuje wszelkie realia nie na serio (do Czech dopływa się statkiem, nie wiadomo jaka to epoka zważywszy na greckie i mitologiczne imiona i zapożyczenia itd.).
Rzecz wystawiona została w całości ze smakiem, acz jawi się jako nazbyt błaha, co pokazuje, że współczesny teatr zastawia na inscenizatorów rozmaite pułapki. Zarazem „Zimowa opowieść” daje jednak teatrowi okazję do rozmaitych błyskotek. I do dobrych ról. Świetny (jak zawsze) Robert Jarociński w roli króla czeskiego Poliksenesa, Oskar Hamerski (król Sycylii Leontes), Mateusz Rusin (Camillo), Patrycja Soliman (Królowa Hermiona), epizodyczny, ale bardzo sugestywny Arkadiusz Janiczek (wielmoża czeski), Jarosław Gajewski (pasterz), Adrian Zaremba (wielmoża sycylijski) i cały tak bardzo wyrównany zespół.
Show trochę jednak kradnie wszystkim Piotr Piksa jako opryszek Autolikus, fruwający nad sceną, śpiewający, próbujący nas wciągnąć do zabawy. Może tej zabawy w teatr powinno być jeszcze więcej? To ciekawe, że aż tyle jej zapamiętałem z 1979 roku. A może to my staliśmy się zbyt zblazowani żeby się pasjonować solidną teatralną historią z ledwie zasygnalizowanym i nie całkiem oczywistym drugim dnem?
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/341326-poprawny-szekspir-w-narodowym-choc-przed-38-laty-bawilem-sie-na-opowiesci-zimowej-jeszcze-lepiej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.