Powinienem nawet napisać „najbardziej odjechany”. Kiedyś pisałem o pierwszym sezonie serialu „Pozostawieni” („Leftovers”) na HBO. Teraz mamy sezon trzeci, podobno finałowy. I pojmuję z całości jeszcze mniej niż wtedy.
Serial ma 10 reżyserów, ale jest głównie produktem wyobraźni modnego pisarza Toma Perrotty (który najpierw napisał książkę). Zgodnie z regułą Hitchcocka trzęsienie ziemi nastąpiło jeszcze przed początkiem pierwszego odcinka – w jednym momencie zniknęło 3 proc. populacji świata. Nie zginęło, ale zniknęło według niepojętych reguł i kryteriów
W pierwszej serii oglądaliśmy poranioną resztę ludzkości z perspektywy miasteczka w stanie Nowy Jork. W serii drugiej – z miejscowości w stanie Teksas, gdzie nie zniknął nikt, więc ludzie uznają miejsce za cudowne. W serii trzeciej akcja miota się między owym miasteczkiem a… Australią. W siódmą rocznicę tajemniczego zjawiska świat oczekuje na apokalipsę.
Te uwagi nie oddają istoty poszarpanej narracji, w której pełno nadprzyrodzonych zjawisk, tajemnic i pogubionych postaci. W serii drugiej przystojny szeryf obciążony patchworkową rodziną (charyzmatyczny Justin Thereux) umiera, a następnie zmartwychwstaje, po drodze uśmiercając zjawę kobiety, która go prześladuje, w następstwie czego kilka osób uznaje go za mesjasza. A w serii trzeciej jego ojciec, też szeryf, błąka się po Australii, próbując zaklinać nadcią gającą powódź jak w biblijnej historii o potopie.
W kolejnym odcinku poszukujący młodszego szeryfa przyjaciele podróżują promem z człowiekiem uważającym się za Boga, na co wskazują pewne poszlaki itd.
Wiem, to brzmi niepoważnie. Ta mozaika ma wszakże zaskakująco trafne, bolesne obserwacje na temat ludzkiej natury. Zarazem zaś stopień komplikacji, gry aluzjami i symbolami, chwilami drażni. Do partnerki szeryfa, która straciła męża i dzieci, zgłasza się tajemnicza organizacja, proponując jej przeniesienie w miejsce, w którym znajduje się jej utracona rodzina. Udręczona kobieta zastanawia się, co się za tym kryje: prawda czy sztuczka? Mam podobny kłopot z tym serialem.
To imponujące, że coś tak zawikłanego może się przebić w świecie wszystko upraszczającej popkultury (choć w Polsce serial mało kto zauważył). Imponujące, lecz i budzące instynktowną nieufność. Perrotta zawsze może się schować za tłumaczeniem: ja tylko stawiam pytania. O istotę straty. O nieprzenikalność tajemnic podstawowych. A może to tylko efekciarstwo, hochsztaplerka? Ale czy byłoby tak niekoniunkturalne, męczące? Czekam na finał bez wielkiej nadziei, że się dowiem.
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/340720-zaremba-przed-telewizorem-najdziwniejszy-serial