Kiedy w poprzednią sobotę zaczynał się marsz zarządzony przez partie opozycyjne, na przemian obserwowałem telewizje „liberalne” i TVP Info. Publiczna 24-godzinna TV informacyjna obeszła się z tym zdarzeniem w sposób szczególny.
Najpierw przed godziną 13, gdy impreza miała się zacząć, pokazywano, owszem, migawki z placu Bankowego, ale jako tło do dyskusji dwóch prawicowych komentatorów z prawicowym prowadzącym. Kiedy zaś zaczęła się część oficjalna z przemówieniami polityków opozycji, w TVP Info mówił ze Szczecina… Jarosław Kaczyński, odnosząc się m.in. do zdarzenia w Warszawie. Potem, gdy marsz szedł, telewizja publiczna transmitowała zdarzenia tak fundamentalne jak dyskusja w studiu na temat praw prywatnych przewoźników.
Zawsze miałem wrażenie, że zadaniem 24-godzinnej telewizji informacyjnej jest w pierwszej kolejności pokazywanie zdarzeń, newsów, dopiero potem cała reszta. Na tym polega dziennikarstwo – na relacjonowaniu. Argument, że każdy, kto chce poznać w całości wystąpienie Grzegorza Schetyny, może przeskoczyć kilka programów dalej, do TVN24 czy Polsat News, nie całkiem jest prawdziwy, bo wielu ludzi nie ma kablówek. Ale gdyby był prawdziwy, to i tak ośmieszałby TVP Info. Niepokazywanie przypominałoby zachowanie dzieci, które chowają głowę pod poduszkę w mniemaniu, że zmieniają rzeczywistość.
Notabene ta praktyka niepokazywania marszu opozycji, czy lubimy go, czy nie (ja akurat niespecjalnie), pociąga za sobą kolejne konsekwencje. Późniejszy wielogodzinny gwar publicznych kanałów na jego temat (potwierdzający, że działo się coś ważnego) nasuwał skojarzenia z praktykami mediów w krajach niedemokratycznych, w których komentuje się coś, polemizuje się z czymś, czego nie można pokazać. To brzydkie, drażniące i zdradzające bezsilność.
Chciałoby się powiedzieć, że obie strony mają tak samo, obie stwarzają sobie alternatywną wersję rzeczywistości. W jakimś stopniu tak jest. Ale TVP pod rządami platformerskich prezesów marsze PiS jednak pokazywała. Niecałe, z jadowitymi komentarzami, ale np. mowy Jarosława Kaczyńskiego nadawano. Co więcej, robiły to i robią nadal TVN czy Polsat.
Nie wiem, dlaczego ludzie publicznej telewizji dziś idą jeszcze dalej. Są przekonani, że dominacja tamtych mediów była tak przemożna, iż jej skutki można niwelować jeszcze większą gorliwością? A może nie umieją uprawiać propagandy „na pół gwizdka”? Powtórzę: nie idźcie tą drogą. Pomijając już standardy dziennikarskie, szkodzicie także swojemu rządowi. Bo po akcji zwykle przychodzi reakcja.
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/339707-zaremba-przed-telewizorem-glowa-pod-poduszka